Pomimo rozległej akademickiej praktyki w
zakresie zarządzania, finansów i analityki ilościowej moje
zrozumienie ekonomii, zdobyte dzięki formalnym studiom
uniwersyteckim, było
powierzchowne, zawężone i w przeważającej części
oparte na przesłankach w najlepszym razie wątpliwych, a w wielu
przypadkach błędnych. Moje poszukiwania koncentrowały się
i były motywowane narastającą świadomością
pogłębiających się i globalnie powiązanych ze
sobą problemów degradacji zarówno ludzi jak i środowiska, pragnieniem
zrozumienia podstawowych przyczyn tych zjawisk oraz nadzieję, że
możliwe jest znalezienie wskazówek, co do sposobu ich naprawy.
Pierwsza część tej książki opiera się na moim wystąpieniu na Siódmym Zgromadzeniu Czwartego Świata, sponsorowanym przez Szkołę Życia, które odbyło się w Raleigh, NC, w sierpniu 1988 r. Część ta poświęcona jest analizie bieżącej sytuacji monetarnej i finansowej i pokazuje obecność podstawowych wad, które ujawniły się naszym stuleciu w nawracających, naprzemiennych recesjach i inflacjach, a ostatnio w „stagflacji”, z aktualną eksplozją światowego zadłużenia.
Odmiennie niż to miało miejsce w większości innych opublikowanych analiz, obecna poświęcona jest badaniu podstawowej struktury globalnego systemu monetarnego; ukazuje jego ścisłe powiązanie z długiem i finansami rządowymi oraz identyfikuje mechanizm napędzający eksplozję zadłużenia. Zawiera też rozsądną, zdaniem autora, propozycję opanowania międzynarodowego kryzysu zadłużeniowego, która mogłaby, w przypadku zaistnienia politycznej woli jej zastosowania, szybko zmienić nasz świat rozdzierany wojnami
Po zakończeniu Zgromadzenia, przystąpiłem do opracowania bardziej rozwiniętych odpowiedzi na liczne pytania, które postawiono w związku z moimi propozycjami rozwiązań.
Tak powstały części II i III. W części II rozpatruję naturę pieniądza i jego rolę w procesie wymiany, problem pomiaru wartości i charakterystykę idealnego pieniądza. Starałem się tam streścić i rozwinąć prace geniusza monetarnego E. C. Riegela. W części III rozważa się zamieszanie wynikające z takich rozwiązań jak ustanowienie „prawnego środka płatniczego” i z praktyk bankowych, które wymuszają, by pieniądz pełnił sprzeczne ze sobą funkcje. Przytoczyłem tu argumentację, że przypisywane pieniądzowi funkcje należy rozdzielić. Przedstawiam też nową, jak sądzę, propozycję globalnego, obiektywnego standardu „wartości”. W obecnym II wydaniu przerobiłem gruntownie część I, znacznie poszerzyłem i przerobiłem część III. Część II pozostała prawie nie zmieniona, poza paru poprawkami błędów typograficznych oraz jedną zmianą terminologiczną, wprowadzoną dla większej zrozumiałości.
Ogólny poklask , z jakim spotkało się pierwsze wydanie, zachęcił mnie do dalszych wysiłków w celu zdemistyfikowania dla szerokich kręgów społeczeństwa spraw związanych z pieniądzem i finansami. Jestem też wdzięczny licznym moim kolegom internetowym za ich obszerne i szczegółowe krytyczne uwagi, które, mam nadzieję, pozwoliły znacznie ulepszyć obecną wersję.
Pod wpływem niektórych reakcji na pierwsze wydanie zorientowałem się, że powinienem szereg punktów przedstawić jaśniej. W poprzednim zostały one ujęte przynajmniej domyślnie, lecz okazało się, że dla niektórych czytelników nie były tak wyraziste, jak to zamierzałem. Przede wszystkim jestem przekonany, że rezultat tkwi w środkach użytych do jego realizacji. Dlatego jestem zwolennikiem działań dobrowolnych i bez użycia przemocy dla wprowadzenia uzyskania zmian. Następnie, jestem przekonany, że monopol i jakiekolwiek specjalne przywileje prawne są ostatecznie szkodliwe dla wszystkich, nawet dla tych, którzy zdają się odnosić z nich korzyści. Z tego powodu jestem zwolennikiem eliminacji tego rodzaju prawnych zapisów, w oparciu o konstytucję Stanów Zjednoczonych i obyczaje wykształcone w amerykańskiej tradycji. Po trzecie wierzę w suwerenność indywidualnej osoby i w kierowniczą rolę sumienia oraz w to, że żadna władza państwowa nie ma prawa zawłaszczać osoby ani jej posiadłości. Po czwarte, jestem zwolennikiem swobodnego i niehamowanego eksperymentowania mechanizmami wymiany, włącznie z alternatywnymi pieniędzmi, stowarzyszeniami barterowymi i handlem wymiennym ze standardami „wartości” jednostkami rozliczeniowymi i strukturami spółdzielczej własności oraz swobodnego z nich korzystania. Wreszcie, zgodnie z tym, co wyżej powiedziano, nie zalecam rządowego zakazu lichwy ani żadnych innych praktyk finansowych. Jestem natomiast zwolennikiem wycofania się rządu z rynku i wyeliminowania prawodawstwa zezwalającego niektórym na czerpanie niesprawiedliwych korzyści kosztem drugich. Gdy istnieją naprawdę wolne rynki, stwarzające kupującym i sprzedającym możliwości wyboru i panuje swoboda zawierania kontraktów, nie ma potrzeby restrykcyjnych regulacji rządowych.
Pieniądz
jako instrument polityki a imperatyw zadłużenia
Cały dzisiejszy świat zdaje się tonąć w morzu długów, które nam wszystkim grożą zalewem. Liczne kraje trzeciego świata nie są w stanie spłacić zachodnim bankom i rządom nawet oprocentowania za zakumulowane długi pomimo wielkiego wzrostu ich eksportu. W Stanach Zjednoczonych poziom długów zarówno publicznych jak i prywatnych wzrasta z alarmującą prędkością. Deficyty budżetu federalnego w ostatnich latach znacznie przewyższają wszelkie wyobrażenia możliwe choćby tylko w poprzednim dziesięcioleciu.
Dlaczego tak się dzieje i dlaczego stanowi to jakiś problem? Aby to pojąć musimy najpierw zrozumieć parę faktów związanych z finansami w naszym życiu.
Przypuśćmy, że złożyłeś do depozytu na rachunek bankowy jeden pojedynczy dolar na sześć procent rocznie. Po jednym roku twój rachunek wzrośnie do 1,06 dolara: suma skromna, nic nadzwyczajnego. Jeśli nic z tego nie podejmiesz, pod koniec drugiego roku twoje saldo wyniesie nieco ponad 1,123 dolara. Po trzech latach będzie to 1,191 dolara, itd. Corocznie twój depozyt będzie się zwiększał, więc będzie rosła suma z oprocentowania. W okresie paroletnim nie będzie to suma imponująca. Twoje saldo depozytowe będzie się podwajało co około 12 lat. Po 30 latach będziesz miał 5,74-krotność wyjściowego dolara. W sensie bezwzględnym nie są to liczby imponujące. Natomiast w dłuższej perspektywie czasowej wygląda to już całkiem inaczej. W ciągu 100 lat pojedynczy dolar daje 339,3 dolara. Przypuśćmy, że twoja prababka złożyła sto lat temu 100-dolarowy depozyt do wypłacenia jej potomkowi w dniu dzisiejszym. Wówczas byłbyś dziedzicem niezłej sumki prawie trzydziestu czterech tysięcy dolarów. Gdyby tak samo postąpiła twoja prapraprababka, dwieście lat temu, ty i inni członkowie twojej rodziny posiadaliby fortunę ponad 11, 5 miliona dolarów.
Jeszcze bardziej zdumiewające są liczby w przypadku oprocentowania 10 na rok. Przy takim poziomie odsetkowym pojedynczy dolar wzrośnie w ciągu 100 lat do 13 780, 65 dolara. Dar inwestycyjny twojej prababki zaowocowałby dla ciebie spadkiem w wysokości prawie 1,4 miliona dolarów, zaś gdyby to uczyniła twoja prapraprababka jej legat po 200 latach dałby niewiarygodną sumę 18,9 miliarda dolarów (tak – miliarda!). Człowiekowi trudno sobie wyobrazić, że tak skromna suma może urosnąć przy tak niedużym oprocentowaniu do tak ogromnych rozmiarów. Taka jest magia procentów składanych.
W tablicy A przytoczono liczby wyrażające wzrost na procent składany aż do 270 lat. Można zauważyć, że przy oprocentowaniu 6% rocznie co 10 lat mnożnik wynosi 1,76. Przy poziomie 10% dziesięcioletni mnożnik wynosi 2,59. Na rysunku 1 przedstawiono to w postaci wykresu. Zauważmy, że obie krzywe coraz szybciej rosną z upływem czasu, zmierzając coraz bardziej stromo ku nieskończoności. Tego rodzaju matematyczne zależności są znane jako funkcje wykładnicze.
Co to wszystko ma wspólnego z rzeczywistością? Niestety związek ten jest aż nadto realny. Poziomy oprocentowania 6% i 10% należą do normalnego, obecnie praktykowanego zakresu – np. oprocentowanie oszczędności 6 czy 7%, najniższe bankowe oprocentowanie pożyczek 9-10%; stopy pożyczek hipotecznych 11-14%, oprocentowanie kart kredytowych 18-24%, a nawet wyższe. Czy można rozsądnie oczekiwać nieustannej kontynuacji takiego stanu rzeczy? W przyrodzie wzrost wykładniczy jest zawsze chwilowy; albo wyrównuje się do poziomu, albo załamuje się, [np. rak - odstępstwo od wyrównania rozwoju i załamanie się. Przyp. tłum.]
Na rys. 2 pokazano
całkowity dług publiczny i prywatny Stanów Zjednoczonych od 1916 do
1976 r., wedle raportu rządowego. Obejmuje on długi wszystkich
poziomów administracji rządowej, biznesu i konsumentów. Widać, że
przebieg tej krzywej bardzo przypomina krzywe wzrostu kapitału na procent
składany z rys. 1 i rys. 2. Na rys. 3 przedstawiono tę samą
informację w skali logarytmicznej [właściwie
pół-logarytmicznej. Przyp. tłum.] Funkcja wykładnicza
wygląda w takiej skali, jak linia prosta, której nachylenie odpowiada
szybkości wzrostu. [właściwie tzw. „stałej wzrostu”, tj.
względnej szybkości wzrostu, wyrażonej procentem przyrostu
w jednostce czasu. Przyp. tłum.] Można
zauważyć, że w pewnych okresach czasu nachylenia były
mniejsze, w innych – większe. Widać, że szybkość
wzrostu była większa od normalnej` podczas obu wojen światowych,
przypuszczalnie wskutek intensywnego pożyczania pieniędzy przez
rząd na ich sfinansowanie. Natomiast w latach trzydziestych wielkiej depresji
całkowity dług faktycznie malał. Jednakże w całym
okresie 60 lat całkowity dług rósł z przeciętną
szybkością około 6,6% rocznie. Takie tempo wzrostu znacznie
przekracza poziom inflacji pieniądza, poziom wzrostu demograficznego czy
poziom wzrostu produktu gospodarczego.
Robert
Blain szacuje, że w 1790 r. całkowity dług wynosił jedynie
28% PNB, natomiast przekraczał 170% PNB w roku 1916, 213% w 1976 i 227% w
1984 r. („Dług publiczny i prywatny Stanów Zjednoczonych od 1791 do 2000
r.”, International Social Science Journal, UNESCO, listopad 1987 r.,
Paryż). Przytoczone liczby sugerują obecność swego rodzaju
imperatywu zadłużeniowego, wbudowanego w strukturę
finansową i przekonamy się, że tak właśnie jest.
Wartość depozytu przy wpłacie 1 dolara na procent składany
po latach |
6% na rok |
10% na rok |
|
|
|
1 |
1.0600 |
1.1000 |
2 |
1.2124 |
1.2100 |
3 |
1.1910 |
1.3310 |
4 |
1.2625 |
1.4641 |
5 |
1.3382 |
1.6105 |
6 |
1.4185 |
1.7716 |
7 |
1.5036 |
1.9487 |
8 |
1.5938 |
2.1436 |
9 |
1.6895 |
2.3579 |
10 |
1.7908 |
2.5937 |
20 |
3.2071 |
6.7275 |
30 |
5.7434 |
17.4494 |
40 |
10.2856 |
45.2593 |
50 |
18.4201 |
117.3910 |
60 |
32.9875 |
304.4821 |
70 |
59.0757 |
789.7483 |
80 |
105.7955 |
2048,4050 |
90 |
189.4636 |
5313,0350 |
100 |
339.3002 |
13780,6500 |
110 |
607.6346 |
35743,4600 |
120 |
1088.1810 |
92709,3600 |
130 |
1948.7650 |
240464,2000 |
140 |
3489.9390 |
623702,5000 |
150 |
6249.9460 |
1617724,0000 |
160 |
11192.6900 |
4195961.0000 |
170 |
20044.4000 |
10883240.0000 |
180 |
35896.4500 |
28228340.0000 |
190 |
64285.0300 |
73217060.0000 |
200 |
115124.6000 |
189906200.0000 |
210 |
206170.6000 |
492568000.0000 |
220 |
369219.9000 |
1277595000.0000 |
230 |
661216.3000 |
3313753000.0000 |
240 |
1184137.0000 |
8595024000.0000 |
250 |
2120608.0000 |
22293280000.0000 |
260 |
3797684.0000 |
57823050000.0000 |
270 |
6801069.0000 |
149978100000.0000 |
Jednym z aspektów kryzysu
zadłużeniowego, który dopiero od niedawna zaczął
przyciągać coraz bardziej uwagę, jest dług rządu
federalnego i deficyty, które stały się nieuniknioną i
wzrastającą częścią rządowych budżetów.
Nawet ortodoksyjni ekonomiści i eksperci finansowi mówią wreszcie,
że jest jakaś granica dopuszczalności wzrostu długu
federalnego i że coś trzeba uczynić, aby zahamować trend
ciągłego wzrastania deficytów budżetowych.
Najbardziej
znana ostatnio akcja podjęta przez Kongres i prezydenta to prawo Gramm - Rudmana, wzywające do automatycznego
redukowania wydatków, jeśli Kongres i prezydent nie będą zdolni
osiągnąć oznaczonych ograniczeń deficytu w zadanym terminie.
Warte to jest tyle, co nasze typowe postanowienia noworoczne w dobrych
intencjach, ale z małą nadzieją na urzeczywistnienie. Po prostu
rozwiązanie to nie dotyka przyczyn problemu.
Problemy
budżetowe można w ogólności sprowadzić do rozważania
dwóch podstawowych czynników, tj. do przychodów i rozchodów. Deficyt stanowi po
prostu wynik większych wydatków niż wpływy. Logiczny proces dla
zmniejszenia deficytu budżetowego, który zazwyczaj stosują
organizacje gospodarcze to: 1) zwiększenie wpływów, 2) zmniejszenie
wydatków albo oba naraz. Takie to proste i nieskomplikowane. Dlaczego więc
rząd federalny nie może wyeliminować swych deficytów? Praktycy
polityki odpowiedzą, że wpływów nie da się
zwiększyć, bo ludzie nie lubią podatków i będą
się przeciwstawiali ich wzrostowi ponad pewną miarę. I tak
właśnie się dzieje. Jednocześnie społeczeństwo
oczekuje od rządu różnych świadczeń, a każdy
członek parlamentu chce dobrze wypaść w ocenie swych wyborców. I
to też prawda. Istotnie, gdyby nie kiełbasa wyborcza, którą
politycy podbudowują powszechne złudzenie, iż państwo jest
wielkim dobroczyńcą społeczeństwa i gdyby nie wszechobecne
pragnienie otrzymania czegoś za darmo, od dawna mielibyśmy prawdziwie
oddolnie ustanowioną demokrację.
Ludzie zapominają, że rząd
może, w najlepszym razie, oddać społeczeństwu jedynie to,
co odeń wziął. Budżet federalny stanowi wielki system
redystrybucyjny, przeznaczony do tego, aby od jednych brać zaś innym
dawać. Oczywiste i bardzo nagłośniane wydatki na opiekę
społeczną i społeczne programy stanowią tylko znikomą
cząstkę owej redystrybucji, służącą dla
podtrzymywania popularnego mitu. Zdecydowanie największa część
przeznaczona jest nie dla biednych i upośledzonych ani nie na popularne cele
społeczne, lecz dla różnych grup uprzywilejowanego establishmentu,
włącznie i przede wszystkim z bankowym i finansowym kartelem,
„kompleksem militarno-przemysłowym”, ufortyfikowaną biurokrację
i biznesowymi sojusznikami na wysokich stołkach.
Lecz
nie na tym polega istota sprawy. Gdyby
wszystko odbywało się jawnie i otwarcie, różne polityczne
trudności w ograniczaniu wydatków czy zwiększaniu przychodów
można by pokonać, gdyby była taka polityczna wola, a ludzie
mieliby możliwość wybierania. Aby pojąć wielkość
tego problemu, trzeba go zbadać z innego
punktu widzenia, ujawniającego wzajemne powiązania
istniejące pomiędzy finansami rządowymi, a systemem monetarnym.
Niewielu
jest ludzi świadomych, że takie powiązanie istnieje. Znacznie
mniej jest tych, którzy pojmują, jak ono działa. Lecz, gdy się
to zrozumie, staje się oczywistym, że w obecnym systemie ekonomicznym, zrównoważony
budżet federalny oznacza gospodarczą katastrofę. W takim
przypadku dopływ pieniądza będzie zamierać, a procesy
gospodarcze ulegną wielkiemu spowolnieniu. Spowodowałoby to
fatalną depresję. Dlaczego? Aby to zrozumieć, trzeba
pojąć najpierw naturę obecnego systemu monetarnego i sposób jego
działania.
Pieniądz i związana z nim rola
rządu były wciąż ustawicznym problemem w ciągu naszej
historii od czasów kolonialnych. Studiowanie tej historii bardzo dużo
wnosi do zrozumienia nie tylko całokształtu spraw, ale całej
panoramy historycznych wydarzeń. Parę godnych uwagi epizodów to
konfrontacja Andrew Jacksona z międzynarodowym kartelem bankowym (Jackson
nazywał ich kłębowiskiem żmij), dotycząca
rekonstrukcji centralnego banku (Banku Stanów Zjednoczonych); wyemitowanie przez Abrahama Lincolna pieniądza
(zwanego „greenbacks” – „zielone dolary”)
wprost przez ministerstwo skarbu, co oszczędziło kosztów
oprocentowania i
rozwścieczyło bankierów; naleganie prezydenta Jamesa
Garfielda, aby rząd honorował swoje zobowiązania, wykupując
greenbacks za złoto w stałym wymiarze nominału; przemówienie
Williama Jamesa Bryana o krzyżu uczynionym ze złota i tajne manewry
doprowadziły do przyjęcia Aktu Rezerwy Federalnej w 1913 r.
Bank
Centralny Stanów Zjednoczonych znany jest pod nazwą Systemu Rezerwy
Federalnej. Nazwa wskazuje na to, że jest to instytucja rządu federalnego,
lecz faktycznie jest ona niezależna od rządu. Rządzi nią
grupa międzynarodowych finansistów, działających na
korzyść banków członkowskich. Jest to w istocie kartel, który w
coraz to większym stopniu opanowywał wszystkie obszary monetarne i
finansowe w Stanach Zjednoczonych i stanowi kluczowe ogniwo w globalnej sieci
banków centralnych, kontrolujących handel na całym świecie.
Doskonałą historię i opis Rezerwy Federalnej opublikował
Murray Rothbard pt.: The Federal Reserve as a cartelization Device
(„Rezerwa Federalna jako narzędzie kartelizacji”) w książce Money
in crisis („Kryzys pieniądza”), wydanej przez Pacific Institute for
Policy Studies, San Francisco, 1984 r. (Więcej szczegółów w dodatku
D. Przyp. Tłum.)
Istnieje różnica między
oprocentowaniem a lichwą, lecz uległa zatarciu. Z powodu negatywnych
konotacji wywodzących się z religijnego zakazu tej praktyki, terminu
„lichwa” zaprzestano używać. Trudno powiedzieć, gdzie i kiedy
została zapoczątkowana praktyka lichwy. Była ona jednak
przedmiotem wciąż nawracających kontrowersji i debat w
ciągu co najmniej trzech tysięcy lat. Dobitnie na jej temat
wypowiadają się Biblia, Koran i Prawo Kanoniczne. Wszystkie te trzy
księgi ustanawiają ciężkie kary za uprawianie lichwy. Dlaczego
więc płacenie i pobieranie procentów (lichwa) stały się
standardową praktyką i dlaczego prawie wszyscy w tym uczestniczymy?
Niestety, w większości historyczne argumenty odnoszące się
do lichwiarskiej praktyki nie opierały się na analizie ekonomicznej,
lecz raczej zdają się wynikać z perspektywy odgadywania intencji
Boga. Naprawdę jest dla nas bardzo ważną rzeczą zrozumienie
skutków lichwy dla życia społecznego i gospodarczego ludzkich
wspólnot.
Wszelkie próby podjęcia
rozsądnego dialogu na temat lichwy prawie zawsze spotykają się z
obronnymi reakcjami ze strony każdego, kto ma rachunek
oszczędnościowy, rentę, obligacje rządowe czy
przedsiębiorstw, czy też inne inwestycje oprocentowane, to jest
prawie każdego z nas.
Jest to zrozumiałe wobec faktu, że
tego rodzaju inwestycje są zazwyczaj wynikiem oszczędności
uczciwych ludzi zdobytych ciężką pracą,
odłożonych na przysłowiową czarną godzinę.
Jeśli dodać do tego fakt chronicznej inflacji, która ustawicznie
zmniejsza siłę nabywczą takich finansowych inwestycji, nie
można się dziwić istnieniu armii „ciułaczy” gotowych
bronić zażarcie prawa do otrzymywania procentów za swoje
oszczędności.
W ten sposób problem nabrał cech
zwodniczych. Dla większości ludzi w ogóle kwestie ekonomiczne, a
szczególnie dotyczące pieniądza, są niezrozumiałe,
wprawiają w oszołomienie
i nie widzą oni lepszego wyjścia niż zaufać „ekspertom”.
Zacznijmy usuwanie niejasności od zbadania różnicy między
lichwą a oprocentowaniem.
Źródłosłowem angielskiego
słowa „usury” („lichwa”) jest łaciński termin „usura”. Angielski
„interest” („procent”) pochodzi od łacińskiego czasownika
„interisse”. Sprawę tak wyjaśnia Sidney Homer w swej A History of
interest rates („Historii oprocentowania”), wydanej przez Rutgers
University Press, w 1963 r.
„Łacińskie słowo
‘usura’ oznacza używanie czegoś, w tym przypadku pożyczonego
kapitału, stąd ‘usury’ (lichwa) była ceną za używanie
pieniądza. Łaciński czasownik „intereo” znaczy „ponieść
stratę”. Rzeczownikowa forma „interisse” – ponoszenie straty, przeszła
we współczesny „interest” (tj. procent). „Interest” oznacza więc nie
zysk, lecz stratę. Średniowieczna teoria oprocentowania
rozwinęła się zwolna na podstawie wyjątków od kanonicznego
prawa przeciw lichwie. Mianowicie pożyczający nie mógł
pobierać opłaty za pożyczkę. Lecz było to dozwolone,
jeśli rekompensata nie stanowiła zysku, lecz wyrównanie straty czy
kosztów. Panowała przemożnie doktryna intencji.”
Widzimy więc, że idee zysku i
straty miały zasadnicze znaczenie przy ocenianiu legalności danego
kontraktu. Należało oczekiwać, że pożyczkodawcy
starali się usprawiedliwić wszelkie opłaty, nazywając je
„interest” [tj. wynikłe ze strat, przyp. tłum.] i z czasem znaczenia
lichwy i pokrywania strat uległy pomieszaniu.
Lichwiarska pułapka
Wąs wędkarskiego haczyka lichwy,
to co powoduje, że tak trudno się od niej uwolnić, skoro ofiara
go już połknie, to lichwa. Narastający efekt oprocentowania [na
procent składany, kapitalizowanie, przyp. tłum.] - tj. lichwa - wymaga
tylko upływu czasu (i „litościwego” przedłużania terminów
przez pożyczkodawcę), aby pogrążyć
pożyczkobiorcę coraz to głębiej w ruchomych piaskach
zadłużenia. Zamazanie różnicy między „lichwą” a
„opłatą za stratę” [„interest”] stało się ważnym
czynnikiem w rozwoju obecnego źle działającego, aspołecznego
i niesprawiedliwego systemu monetarnego.
To, co bankierzy nazywają „procentem”
[interest] nie może być usprawiedliwiane jako rekompensata za
stratę. Także nie może być usprawiedliwieniem wynagrodzenia
za świadczone usługi, ponieważ koszty związane z
kreacją pieniądza są niewielkie w porównaniu z
wysokością pobieranych
odsetek. Gdyby nie ich zalegalizowany monopol, bankowy kartel nie byłby w
stanie utrzymywać tak wysokich opłat i konkurencja
obniżyłaby bankowe zyski do wysokości rozsądnych kosztów za
usługi.
Pieniądz jako dług
Obecny globalny system monetarny
zinstytucjonalizował lichwę i oddał władzę emisji
pieniądza w ręce niewielkiej elity bankowej. W większości
krajów, pieniądz nie jest oparty o żadną wartość
rzeczywistą; wyraża się to terminem „pieniądz fiducjarny” [od
stwórczego boskiego „fiat” – niech się stanie. Przyp. tłum.]. Banki
centralne ograniczają ilość pieniądza (faktycznie kredytu)
w obiegu i manipulują poziomami oprocentowania za ich „pożyczanie”.
To, że ludzie muszą się zadłużać wobec banków po
to, by można było stworzyć środek wymienny (wyemitować
pieniądze) byłoby niedorzecznie śmieszne, gdyby nie było
też tak smutne. Ci, co korzystają z utrzymywania tego stanu rzeczy
nie zamierzają uznać strukturalnej natury problemu; skłonni są dyskutować jedynie o zmianach w
polityce (tj. jak systemem zarządzać), unikając jakichkolwiek
sugestii, iż system może być wewnętrznie niesprawiedliwy,
niestabilny, nierozsądny i wymagający naprawy i reformy.
Wyjaśnienie cykli gospodarczych
W obecnym systemie monetarnym
przeważającą część pieniądza tworzy kredyt
bankowy; niewielki ułamek stanowią krążące banknoty,
tj. pieniądz papierowy.
Pieniądz jest tworzony, gdy bank
przyznaje pożyczkę, a zostaje unicestwiony, gdy pożyczka ulega
spłaceniu. Skoro ilość pieniądza w obiegu jest kontrolowana
przez zarząd Rezerwy Federalnej i skoro banki wypożyczają
ją do obiegu i żądają lichwy od każdego wykreowanego
dolara, dopływ pieniądza musi być nieustannie zwiększany,
aby umożliwić spłacanie lichwy. Jeśli dopływ
pieniądza nie wystarcza na opłacenie lichwy, powoduje to
nieuchronną niewypłacalność niektórych dłużników,
ponieważ w obiegu nie ma dostatecznej ilości pieniądza dla
wszystkich pożyczkobiorców na zapłatę długów. Środek
wymienny, wymagany w umowie o zapłatę długu, nie może
być hodowany na farmach, nie można go wykopywać z ziemi, ani nie
da się go wytwarzać w żadnym warsztacie czy w fabryce. Nie
mogą go wytwarzać jednostki, choćby najbardziej pracowite i
utalentowane. Może je tworzyć jedynie System Rezerwy Federalnej i
banki, którym oddano „legalny” monopol kreacji pieniądza.
Zasadniczo cykl gospodarczy bierze
się z tego, co nazywam syndromem „coś za nic”, który w swej
najbardziej podstępnej formie przejawia się jako lichwa. Otóż,
praktyka lichwy została zinstytucjonalizowana i stała się
podstawą naszego systemu monetarnego. Gdy podaż pieniądza
zostaje ograniczona i zostaje on w całości „wypożyczony” na
procent, następuje brak równowagi. Skąd ma się wziąć
pieniądz na zapłacenie procentów? Aby zapobiec powstaniu niedoborów
pieniądza z upływem czasu, w miarę jak spłacane są
długi wraz z odsetkami, trzeba tworzyć więcej pieniądza i
zwiększać pożyczki. Jeśli podaż pieniądza nie
jest zwiększana w tempie zgodnym ze stopą oprocentowania, niektórzy
pożyczkobiorcy muszą z konieczności stać się
niewypłacalni ze swoich pożyczek; wynikają z tego bankructwa,
utrata zastawu hipotecznego, bezrobocie i depresja.
Wzrost podaży pieniądza a wzrost
realny
Gdy FED [System Rezerwy Federalnej, przyp.
tłum.] wprowadza politykę trudnego pieniądza, powoduje
niewypłacalność, wielu dłużników staje się
niewypłacalnymi. W wyniku tego banki przejmują zastawy hipoteczne i
inną własność, która stanowiła zabezpieczenie
pożyczki. Z drugiej strony, jeśli System dopuszcza wzrost podaży
pieniądza w tempie zgodnym z żądanym oprocentowaniem, prowadzi
to zazwyczaj do inflacji. Dzieje się tak dlatego, że wzrost produkcji
rzeczywistych dóbr i usług w gospodarce zazwyczaj nie osiąga poziomów
rocznej lichwy. Jeśli produkcja gospodarcza wzrasta o np. 3% rocznie, to
każda wyższa ponadto stopa oprocentowania kredytów bankowych
spowoduje inflację. Jeśli średnia roczna stopa lichwy wynosi 12%
rocznie i podaż pieniądza zostanie tak samo zwiększona, to
globalna łączna produkcja musi także wzrosnąć w co
najmniej tym samym stosunku lub jeszcze bardziej. Jeśli to nie
następuje, dochodzi do „rozcieńczenia” pieniądza,
przejawiającego się jako uogólniony wzrost cen. Nawet gdyby tempo
gospodarczego wzrostu dorównywała średniemu poziomowi lichwy,
pracownik produkcyjny nie miałby wiele korzyści ze swej
zwiększonej produktywności, ponieważ środki
pieniężne, które to umożliwiły, wzrastałyby na kontach
bankierów w formie spłat oprocentowania.
Nie ma racjonalnych przesłanek, aby
zwykły wzrost gospodarczy dorównywał lichwiarskiemu oprocentowaniu
żądanemu w obecnym systemie i aby mógł rosnąć w tempie
sztucznie narzuconej matematycznej formuły procentów składanych.
Ponadto, system ten umożliwia jedynie to, iż całkowity faktyczny
wzrost będzie owocował na rzecz niewielkiej grupy ludzi dobrze
sytuowanych i uprzywilejowanych, natomiast los większości będzie
się pogarszał [proporcjonalnie. Przyp. tłum.]
Skoro prawie cała podaż
pieniądza polega na kredycie bankowym, który zostaje powołany do
istnienia jako pożyczka (z której banki odbierają wciąż
oprocentowanie) ogół ludności, jako całe społeczeństwo
nie może wydobyć się z zadłużenia, ponieważ - aby
to uczynić w systemie lichwiarskim - trzeba by spłacić systemowi
bankowemu więcej pieniędzy, niż w ogóle istnieje, a ponadto
pozostawić gospodarkę bez żadnego środka wymiany. W
rezultacie powstaje niemalże gospodarcze niewolnictwo, w którym
dłużnicy, walcząc o uniknięcie niewypłacalności,
są zmuszani do chorobliwego wzajemnego współzawodnictwa. Jest to
sytuacja bardzo przypominająca grę w „brakujące krzesło”.
[Uczestnicy chodzą wokół rzędu krzeseł, których jest o
jedno mniej niż uczestników. W czasie nagłej przerwy w muzyce
siadają. Ten, dla kogo brakuje krzesła zostaje wyeliminowany z gry.
Przyp. tłum.] Tylko, że w tym przypadku nie chodzi o niewinną
zabawę.
Dysfunkcja zadłużonego systemu
System monetarny oparty na lichwie
charakteryzuje się wielkimi dysfunkcjami i trudnościami. Po pierwsze
system ten stanowi motor napędowy niewłaściwego wzrostu.
Globalny kryzys ekologiczny jest w pierwszym rzędzie wynikiem systemu
pieniądza dłużnego. Wynika z faktu, że pieniądz
tworzony z niczego, obciążony oprocentowaniem, wywiera na
globalną ekonomię presję wzrostową z tempem równym
poziomowi oprocentowania. Trzeba tworzyć coraz to więcej dóbr
realnych na pokrycie koniecznej ekspansji podaży pieniądza.
Jak pokazano wcześniej, formuła
procentu składanego jest funkcją wykładniczą. Oznacza to,
iż dług obciążony oprocentowaniem rośnie z czasem,
z coraz większą
szybkością. Gdyby jeden z twoich przodków, zamiast zainwestować
sto dolarów w budowę podwalin naszego kraju przed 200 laty,
zaciągnął studolarowy dług na 10 procent rocznie, ty, jego
potomek, winien byłbyś obecnie prawie 19 miliardów dolarów.
Jest wykluczone, aby wedle takiej zasady
mogła działać Przyroda. Do niedawna wzrost demograficzny i
uprzemysłowienie nie pozwalały na ekspansję ekonomiczną,
maskującą najgorsze efekty tej absurdalnej struktury finansowej.
Takie warunki wytworzone przez konkurencję zapobiegały wzrostowi
oprocentowania do wysokości notowanych obecnie. Obecnie
zbliżyliśmy się do granic wzrostu demograficznego i
uprzemysłowienia i problem występuje z całą
wyrazistością. Konkurencyjne hamulce nałożone na banki
centralne zostały prawie zniesione, a własność realnych
bogactw na całym świecie coraz szybciej skupia się w rękach
coraz to mniejszej grupy właścicieli.
Po drugie, system ten zatruwa klimat
społeczny (1) zmuszając ludzi, aby poświęcali
nadmierną energię dla produkcji zbytecznych dóbr,
odciągając ich energie od dokonań duchowych i kulturowych,
jednocześnie pozostawiając bardzo wielu na granicy głodu; (2)
koncentrując bogactwo w rękach tych którzy pieniądz posiadają lub nim dysponują, zamiast nagradzać właściwie talent i
przedsiębiorczość; (3) powodując nieuchronność
upadłości niektórych i wprowadzając między ludźmi
sytuację konfliktową.
Po trzecie, układ pomiędzy
rządami i bankami centralnymi zezwala rządom na wydawanie praktycznie
tyle, ile chcą, bez odpowiedzialności wobec swoich
społeczeństw. Dokonują tego przez wydatki oparte na deficycie budżetowym [tj. dzięki
pożyczkom zaciąganym pod przyszłe wpływy podatkowe. Przyp.
tłum.] i przez inflację pieniądza. Gdyby im odebrano tę
możliwość, państwa miałyby bardzo zredukowane
zdolności prowadzenia wojen.
Osobliwy to fakt, że w ciągu
ostatnich dekad system monetarny nie stał się bardziej popularnym
problemem politycznym. Faktycznie nie tak trudno to zrozumieć, skoro
się dostrzeże, iż zarządcy systemu wynaleźli
pomysłowy sposób maskowania jego podstawowych wad. Strategia ta polega
zasadniczo na używaniu rządów- jako pożyczkobiorcy ostatniej
instancji - do „wstrzykiwania” pieniądza
do obiegu. Był to jedyny sposób uchronienia systemu przed
załamaniem. Widać to całkiem wyraźnie na przykładzie
Wielkiej Depresji z lat trzydziestych, gdy przejawiło się to z
całą ostrością. Keynesowska ekonomika i wydatki
rządowe oparte na deficycie nie wyleczyły choroby, a tylko
ułatwiły życie z nią – do czasu. Obecnie ten czas się
kończy; trzeba znaleźć prawdziwą kurację. Musimy
rozwinąć i wdrożyć alternatywne rozwiązania,
jeśli pokój i wolność mają przetrwać.
Po latach tłustych
następują chude, po ułatwianiu kredytu następuje jego
utrudnianie
Jest rzeczą prawie pewną,
iż najbliższe lata przyniosą ekonomiczne konwulsje, podobne jak
w latach trzydziestych. Mieliśmy już załamanie rynku papierów
wartościowych 19 października 1987 r. Jeśli historia ma
tendencję do powtarzania się, wkrótce nastąpi „depresja”. Po
załamaniu giełdowym w 1929 r. gospodarkę dotknęło
zarówno ograniczenie podaży pieniądza, jak i redukcja
prędkości jego krążenia. To nie były przypadkowe
wydarzenia; wynikały z połączenia polityki monetarnej z
całkiem możliwym do przewidzenia zachowaniem się gospodarki.
Skoro faktycznie obecny system opiera
się na długu, podaż pieniądza musi się
zwiększać i zmniejszać zgodnie z ekspansją i kurczeniem
się wielkości długu. Podczas fazy ekspansyjnej cyklu
gospodarczego, zwiększaniu ulega zarówno dług, jak i podaż
pieniądza. Zaczyna się to w typowy sposób poprzez bankowe ułatwienia
kredytowe. Oferując pożyczki na względnie dogodnych warunkach
(niskie oprocentowanie), banki mogą skłonić niektórych
spośród potrzebujących kapitału, do ich zaciągania. To
wprowadza do obiegu pewną sumę nowego pieniądza, który zostaje
następnie wydany na dobra i usługi, na zaspokojenie nie
zrealizowanych potrzeb z poprzedniej fazy cyklu.
Gdy interesy zdają się
rozwijać, inne przedsiębiorstwa widzą możliwość
ekspansji sprzedaży i zysków. Mogą się więc także
przekonać do zaciągania pożyczek w nadziei, że nowe zyski
przewyższą koszty oprocentowania. Nie myśli się zbytnio o
zdolności spłacenia kredytów. Zwiększenie podaży
pieniądza wynika zarówno z gotowości
banków do udzielania pożyczek, jak i z chęci osób i organizacji do
ich brania. [Chodzi tu o pieniądz jako kredyt bankowy, a nie o
walutę. Przyp. tłum.]
Gdy w obiegu jest dużo pieniądza
i ludzie nie ograniczają wydatków (jest duża szybkość
obiegu), interesy kwitną. W pewnym momencie, gdy możliwości
zasobów ludzkich i kapitałowych zbliżają się do
pełnego wykorzystania, a z gospodarki wyciąga się coraz
więcej pieniądza jako zyski i oprocentowanie, koszty zaczynają
rosnąć. Jednocześnie kurczą się dostępne
zabezpieczenia pożyczek i coraz to więcej odsetek i pożyczek
osiąga termin płatności. W miarę zwiększania się
inflacji banki podnoszą oprocentowanie i zaczynają utrudniać
kredyty. Przedsiębiorstwa zaczynają upadać. Gdy maleje
ilość pieniądza, pojawia się skłonność do
jego przetrzymywania. Dłużnicy muszą go zwracać do banków,
gdy tylko go otrzymują, aby uniknąć bankructwa i
wypadnięcia z gry. Dolar spłacany za dług znika z obiegu.
[Chodzi o dolary kredytu bankowego, a nie waluty, której udział stanowi
zazwyczaj na ogół mniej, niż 10% całego pieniądza w obiegu.
Przyp. tłum.] Podaż pieniądza kurczy się, gdyż
długi są spłacane szybciej niż zaciąganie nowych.
Warto zauważyć, że w
następstwie załamania giełdy w 1987 roku zarząd Rezerwy
Federalnej, pod naciskiem rządu federalnego, wyraził
gotowość „zapewnienia płynności”. Mówiąc po prostu znaczyło
to, iż system bankowy był gotów i chciał pożyczyć do
obiegu nowe pieniądze, aby zapobiec łańcuchowej reakcji
niepłacenia długów i deflacji tego rodzaju, jak ta, która miała
miejsce w latach trzydziestych.
Wydaje się, że obecnie istnieje
powszechne zrozumienie, iż Wielka Depresja została „spowodowana”
polityką banku centralnego, który ograniczył podaż
pieniądza poniżej potrzeb. Lecz nie wystarczy zapewnienie, iż
bank centralny nie powtórzy tamtej polityki. Gdy pojawiają się
niekorzystne oznaki gospodarcze, jednostki i przedsiębiorstwa, widząc
zmniejszone możliwości zysku i trudności w uzyskaniu
pieniędzy, nie chcą ryzykować dalszego zadłużania się. Obniża się wartość
(pieniężna) ich majątku trwałego i panuje niechęć
ryzykowania jeszcze nie obciążonych długiem aktywów pod zastaw
nowych pożyczek. Prawie wszyscy starają się uniknąć
długów i zachować płynność. Pieniądz, jak
każdy towar o niewystarczającej podaży, podlega tendencji do
gromadzenia go. Dlatego też gotowość banków do kredytowania nie
stanowi gwarancji, że można uniknąć deflacji. Utrzymanie i
zwiększanie podaży pieniądza wymaga ponadto - w ramach systemu
„pieniądza dłużnego”- obecności chętnych
pożyczkobiorców.
Rząd, pożyczkobiorca ostatniej instancji
Najważniejszym czynnikiem
podtrzymującym zdolność do istnienia systemów finansowego i
monetarnego w ciągu 50 minionych lat była rola rządu federalnego
jako pożyczkobiorcy. Była to jednak ostatnia desperacka próba
uchronienia wadliwego systemu przed całkowitym załamaniem. Panuje
rozpowszechniony pogląd, że Wielka Depresja skończyła
się dzięki zastosowaniu keynesowskiej recepty „zalewania pompy”.
[Chodzi o metodę uszczelnienia wyschniętej uszczelki tłoka pompy
przez zalewanie wodą; w żargonie ekonomicznym oznacza to finansowanie
inwestycji publicznych krótkoterminowymi deficytowymi pożyczkami
zaciąganymi przez rząd. Przyp. tłum.]
Lecz nie jest to dokładny opis tego, co faktycznie miało miejsce. W
rzeczywistości widać obecnie, że rząd nie „zalewał
pompy”, ale stwarzał źródło pieniądza. Rząd stawał się „pożyczkobiorcą
ostatniej instancji”. Gdy wszyscy inni nie otrzymali kredytów bankowych lub
sami nie chcieli ich wziąć, Rząd Federalny pożyczył
pieniądze i wpuszczał je do obiegu. Zaczęło się to od
ustanowienia polityki tzw. New Deal. [„Nowy Ład” – ekonomiczna i polityczna
doktryna partii Roosevelta, którą realizowano od 1933 r. Przyp.
tłum.], to jest programów pożyczania przez rząd pieniędzy i
wydawania ich do obiegu. Były to jednakże stosunkowo niewielkie
ilości. Dopiero II wojna światowa usprawiedliwiła naprawdę
ogromne deficyty zdolne zwiększyć podaż pieniądza w
dostatecznym stopniu. Następnie zimna wojna i straszak komunizmu,
stosowany dla odwrócenia uwagi, pozwoliły całą tę grę
kontynuować.
Cały publiczny i prywatny dług w Stanach Zjednoczonych wzrastał w latach 1922-1984 ze średnim tempem 6,3% rocznie. Widać to na rys. 3, który ukazuje też dług rządu federalnego w odniesieniu do linii stałego wzrostu z szybkością 6,3%, zaczynającej się od poziomu w 1922 roku wynoszącego 140,2 miliarda dolarów. Zauważmy, że dług rządu federalnego zaczął spadać wkrótce po I wojnie światowej, lecz dług całkowity rósł w tempie z linią 6,3% przyrostu, aż do 1929 r., a to w wyniku znacznego nasilenia zaciągania pożyczek prywatnych.
Od 1931 r. dług rządu
federalnego zaczął ponownie wzrastać, lecz aż do 1942 r.
nie przekroczył linii 6,3% narastania. Następnie dług
łączny utrzymywał - do roku 1968 - stałe
tempo przyrostu wynoszące około
6,3% .
Tablica B.
Całkowity publiczny i prywatny dług USA. Prognozy od 1977 do 2000
|
Całkowity dług w miliardach dolarów |
||
Rok |
Metoda Blain’a (1) |
6.68% |
10,23% |
1976 |
3800
(bieżący) |
|
|
1977 |
4179 |
4054 |
4188 |
1978 |
4699 |
4324 |
4617 |
1979 |
5289 |
4613 |
5089 |
1980 |
5908 |
4921 |
5610 |
1981 |
6578 |
5250 |
6184 |
1982 |
7197 |
5601 |
6816 |
1983 |
7684 |
5975 |
7514 |
1984 |
8576 |
6374 |
8282 |
1985 |
|
|
9130 |
1986 |
|
|
10063 |
1987 |
|
|
11093 |
1988 |
|
|
12228 |
1989 |
|
|
13479 |
1990 |
|
|
14858 |
1991 |
|
|
16377 |
1992 |
|
|
18053 |
1993 |
|
|
19900 |
1994 |
|
|
21935 |
1995 |
|
|
24179 |
1996 |
|
|
26653 |
1997 |
|
|
29380 |
1998 |
|
|
32385 |
1999 |
|
|
35698 |
2000 |
|
|
39350 |
(1) Zobacz
Blain, Robert, „U.S. Public & Private Debt: 1791 to 2000”
(2) Średnia roczna szybkość wzrostu długu, 1950 - 1968: 6.68%
(3) Średnia roczna szybkość wzrostu długu, 1968 - 1984: 10.23%
W dalszym ciągu aż do teraz,
tempo wzrostu długu rządu federalnego i długu łącznego
zwiększyło się do ponad 10% na rok. Jest to przejaw
wyższych stóp „procentowych”, utrzymywanych celowo przez władze
monetarne. Tablica B pokazuje, że jeśli całkowity dług będzie
nadal rósł w takim tempie, to pod koniec wieku przekroczy sumę 39
bilionów dolarów, tj. będzie prawie pięciokrotnie większy
niż w 1984 r.
Nie ma mowy o zrównoważonym
budżecie
Na początku ery Keynesa niewielu
ludzi zdawało sobie sprawę z prawdziwej natury roli spełnianej
przez rząd i z tego, że skoro się raz zaczęło, nie ma
możliwości uwolnienia się z wiru wzrastającego
zadłużenia. Obecnych prób zrównoważenia budżetu nie
należy traktować poważnie. Aby rozwiązać ten problem
nie wystarczy ustawa o zrównoważeniu budżetu, prawo Gramma – Rudmana
(Ustawa Gramma – Rudmanna – Hollingsa, z 1985 r., zmierzająca do
zmniejszenia deficytu, aż do osiągnięcia całkowitej
równowagi w 1991 r. Przyp. tłum.). Dopóki pieniądz jest oparty o
dług, nie można zrównoważyć budżetu nie rujnując
gospodarki. Próby rządu zrzeczenia się roli „pożyczkobiorcy
ostatniej instancji” spowodują niesłychany kryzys
płynnościowy. Sądzę, że coraz więcej ludzi budzi
się ze złudzeń, co do właściwej natury tej gry. Nie
chcą dać się schwytać w
pułapkę lichwiarskiego długu. Jeśli rząd nie
pożycza pieniędzy do zasilenia obiegu, to kto to uczyni?
Perspektywą na
przyszłość są wciąż rosnące deficyty
budżetowe, zwiększanie
się długu narodowego,
niosące ze sobą wciąż rosnące wydatki na oprocentowanie,
co oznacza redystrybucję bogactwa od biednych do bogatych i wzrost
podatków na opłacenie procentów.
Co dalej?
Jak długo może to trwać?
Kto wie? Załamanie giełdowe w październiku 1987 r. jest być
może wczesnym sygnałem ostrzegawczym finansowej zapaści, lecz
załamanie się nie stanowi jeszcze
najgorszego scenariusza. Może da się uzyskać dodatkowy
czas kosztem coraz bardziej ścisłej dyscypliny prawnej i dalszej koncentracji
władzy. Ciekawe, że władza FED (Federal Reserve System –
centralny bank USA. Przyp. tłum.] wciąż rośnie. Ustawa
„Monetary Control Act” (Ustawa o Kontroli Pieniądza) z 1980, stanowiła ogromny krok, który prawie
zakończył długi marsz ku gospodarczemu totalitaryzmowi. Akt ten
(1) oddawał Systemowi Rezerwy Federalnej pod nadzór wszystkie instytucje
depozytowe; (2) poszerzał definicję dodatkowego zabezpieczenia dla
banków członkowskich, pozwalając im kupować (i monetyzować)
hipoteki gwarantowane przez państwo, papiery wartościowe osób prawnych
i obligacje państwowe, okręgów administracyjnych i miejskie, a
także rządów zagranicznych (CRC Bulletin, str. 287, maj 1986 r.).
Te środki mogą uchronić
system przed zatonięciem, zmuszając ludzi do dźwigania
brzemienia niespłaconych długów, czy to bezpośrednio poprzez
rządowe gwarancje i przejęcia zastawów, czy pośrednio poprzez
inflację waluty. Istnieje perspektywa dalszego przenoszenia przemysłu
z państw Pierwszego Świata do mniej rozwiniętych krajów, gdzie
wymogi są mniejsze - z ich tanią siłą roboczą nie
zorganizowaną w związki zawodowe - i brak ograniczeń
dotyczących ochrony środowiska. Fakt owej centralnie kontrolowanej
globalnej ekonomii będzie się coraz wyraźniej przejawiał w
sferze politycznej, z dalszą eliminacją różnic narodowych,
niwelowaniem różnorodności etnicznych i z wymazywaniem ich praw i
tradycyjnych praktyk, sprzyjających integralności narodowych i
lokalnych układów gospodarczych. Federacja światowa jest obecnie
rzeczywistością w dziedzinie ekonomicznej i finansowej. Nawet blok
komunistyczny dołączył ostatnio do unii. Zimna Wojna należy
do przeszłości i rozpadła się Żelazna Kurtyna.
Rzeczywistość polityczna jest taka, że chyba zmierzamy nie do
demokratycznej federacji światowej samorządnych narodów i wspólnot,
lecz ku globalnemu społeczeństwu masowemu, rządzonemu przez finansową
elitę.
W jakimś momencie większa
część długów trzeciego świata musi zostać uznana
za niespłacalną i musi zostać wykreślona z bankowych
rejestrów. Gdy wewnętrzne środki oszczędnościowe
osiągną granicę społecznej tolerancji i ulegną
wyczerpaniu możliwości dalszego ograniczania konsumpcji
wewnętrznej na rzecz zwiększania eksportu, zadłużonym
narodom przedstawi się inne warunki. W tym położeniu banki
przejmą prawdopodobnie bezpośrednią kontrolę nad
posiadłościami państwowych terenów i bogactw naturalnych. Trzeba
się dokładnie przyglądać obecnym praktykom zamiany
długów na bogactwa realne. Jest bardzo prawdopodobne, że te
poczynania doprowadzą do dalszej koncentracji własności ziemi i
ostatecznie do rabunkowego traktowania obszarów, które miano rzekomo chronić.
Monopol pieniężny i monopol własności ziemskiej wzajemnie
się umacniają i są w istocie różnymi przejawami tego samego
problemu.
Jak bezpieczne są społeczne
ubezpieczenia?
Inna interesująca strona sprawy
uporania się z długiem zwróciła moją uwagę ostatnio,
gdy otrzymałem biuletyn senatora Moynihana z Nowego Jorku, z 10 czerwca
1988 r. Senator Moynihan w swym biuletynie – jestem przekonany, iż
całkiem szczerze – gratuluje sobie swej roli w, mówiąc jego
słowami:
„konspiracji,
aby sprowadzić budżet na czarne pole [tj. całkowicie go
zrównoważyć. Przyp. tłum.], spłacić prywatnych
wierzycieli długu rządowego, zapoczątkować program
oszczędnościowy i na ponad 50 lat zagwarantować fundusze ubezpieczeń
społecznych.”
Jak sądzicie, dlaczegóż to oni
chcą spłacić prywatne długi? Według danych na rok
1985, tj. ostatni, dla którego są osiągalne oceny liczbowe,
rządowe agencje i fundusze powiernicze Stanów Zjednoczonych były
posiadaczami tylko 17,4% całego długu; 9,7% posiadały Banki
Rezerwy Federalnej, zaś pozostałe 72,9% mieli w rękach
„prywatni” inwestorzy, których skład był taki: 20,2% - banki,
towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze rynków pieniężnych i inne
przedsiębiorstwa; 10,8% administracja poszczególnych stanów i samorządowa;
8,6% osoby fizyczne; 11,6% - w rękach posiadaczy zagranicznych i
międzynarodowych i 21.7% w posiadaniu „różnych innych inwestorów”.
Krótko mówiąc plan, którego
realizacja rozpoczęła się w początku 1983 r. polegał
na użyciu na zakup obligacji Stanów Zjednoczonych ogromnych sum, zebranych
z podatków na ubezpieczenia społeczne. „Dobra nowina” senatora Moynihana
zasadza się na tym, by zredukować do zera deficyt budżetowy
około 1993 roku, a wpływy z ubezpieczeń społecznych
wystarczą na wycofanie długów prywatnych około 2010 roku. „Jest
całkowicie możliwe” – powiada on – „że z tą datą
cały dług narodowy będzie w posiadaniu Funduszy Ubezpieczeń
Społecznych.”
Jestem przekonany, że ta
wypowiedź miała nas uspokoić, lecz dla mnie ma ona wręcz
przeciwne znaczenie. Jak senator sam przyznał, „nie da się
jeść obligacji skarbowych”. Faktycznie, obligacje można
spłacić jedynie z bieżących dochodów podatkowych. Nawet
gdyby było można zredukować do zera deficyty budżetowe i
zacząć wykupywać prywatne obligacje skarbowe przy pomocy
wpływów na ubezpieczenia społeczne, to dla emerytów oznaczałoby
po prostu pozostawienie ich z pustym workiem nieściągalnych
długów. Sposób ten daje tylko pozory opanowania deficytu budżetowego.
Deficyty przedstawia się w obecnych sprawozdaniach w postaci netto,
podając nadwyżki z Funduszów Ubezpieczeń Społecznych. I tak
rząd opublikował, że deficyt w roku 1987 wyniósł 150
miliardów dolarów. Faktycznie deficyt wyniósł 170 miliardów dolarów. Na
szczęście ta sztuczka została ujawniona. Oceny na rok 1988 i
następne dostarczyło Biuro Budżetowe Kongresu i zestawiono je w
tablicy C (opublikowano w Rochester Democrat & Chronicle, 19
września 1988 r.).
Tablica C. Nadwyżka wydatków na bezpieczeństwo socjalne i rzeczywisty deficyt budżetowy w latach: 1987 - 1994
W bilionach dolarów
Rok |
Deficyt wykazywany przez
rząd |
Nadwyżka wydatków na bezpieczeństwo
socjalne |
Deficyt rzeczywisty |
1987 |
150 |
20 |
170 |
1988 |
155 |
39 |
194 |
1989 |
148 |
52 |
199 |
1990 |
136 |
63 |
199 |
1991 |
131 |
74 |
206 |
1992 |
126 |
86 |
212 |
1993 |
121 |
99 |
220 |
1994 |
121 |
113 |
234 |
Rola wojny
Wojny dostarczają rządowi
usprawiedliwienia dla pożyczania pieniędzy (kredytu) do obiegu.
Nowozelandczyk Don Bethune dobrze wyraża ironię tej sytuacji w
stwierdzeniu:
„W czasie wojen nie ma
żadnych ograniczeń kredytu na
produkcję narzędzi zniszczenia, które dostarcza się
bezpłatnie na terytorium aktualnego wroga.”
Co więcej nie powinno się
przeoczyć, iż wojny dostarczają mechanizmu, aby „za darmo”
niszczyć nie zadłużone posiadłości i zamieniać je
na nieruchomości obciążone długiem, a zatem
pozostające pod kontrolą władz finansowych, które trzymają
hipoteki. W taki sposób odbudowanie infrastruktur niemieckich i
japońskich, zniszczonych w czasie II wojny światowej, pozwoliło
bankom na uzyskanie ogromnych wpływów na te gospodarki.
Gdy po raz pierwszy zetknąłem
się z poglądem, iż wojnę wykorzystuje się jako
usprawiedliwienie ekspansji kredytu, nie umiałem potraktować tego
poważnie. Lecz proces ten musi być uświadamiany choćby
częściowo, skoro napotyka się takie wypowiedzi, jak: „Wojna nas
wyciągnęła z depresji”. Ekspansja kredytu może nie być
zamierzona, lecz struktura systemu czyni z niej konieczność, zaś
wojna stanowi najwyższe usprawiedliwienie.
Jak powiada Don Bethune, pieniądz
trzeba zmienić w taki sposób, aby „przestał być towarem do
wypożyczenia przez przemysł finansowy, a stał się
mechanizmem społecznym należącym do społeczeństwa i
przez nie kontrolowanym…”
Pieniądz trzeba zdemonopolizować
i odpolitycznić. Wszelka koncentracja władzy nieuchronnie działa
na szkodę społeczeństwa i wspólnot lokalnych. Sądzę,
że istotnie „władza deprawuje” i każdy rząd nie
podlegający społecznej kontroli i uzgodnieniom musi nieuchronnie
stać się despotycznym. Istnieją niezbite dowody, iż
rządy zawsze powodują nadmierną podaż pieniądza, albo przez
bezpośrednią emisję lub pośrednio [poprzez kredyt bankowy,
oparty na obligacjach skarbu państwa. Przyp. tłum.] w zmowie z
władzami finansowymi. Społeczeństwo może być wolne
tylko wówczas, gdy pieniądz i bankowość są wolne i pod
kontrolą lokalnej społeczności.
Pierwsze oznaki politycznego wrzenia
Już można dostrzec oznaki buntu.
Obywatele naszego kraju i za granicą wywierają na swoje rządy
presję, częściowo drogą procesów politycznych, lecz
najczęściej poprzez działania bezpośrednie. Jednym z rezultatów
jest odmowa niektórych państw Trzeciego Świata spłacania
zachodnim bankom długów. Spowoduje to prawdopodobnie rozmnożenie
zamachów stanu, prowokowanych przez CIA i wojskowe interwencje sił USA i
ich sojuszników.
W naszym i w innych krajach podnosi się
zdecydowany, tłumiony bunt przeciw podatkom, w znacznej mierze
przemilczany przez media. Jego najważniejszym przejawem jest wolna,
„podziemna” gospodarka, obejmująca wszystkie transakcje prywatne,
niewidoczne i nie kontrolowane przez
państwo. Ze wzrostem szarej strefy państwo będzie
stosować coraz to bardziej represyjne sposoby opodatkowania. Możliwe,
że zostanie dokonana wymiana pieniądza, aby wypłukać nasze
prywatne zapasy i ostatecznie zostanie podjęta próba ustanowienia
kompletnie scentralizowanego, elektronicznego systemu bezgotówkowego.
Ponadto toczy się żywa dyskusja
na temat systemu monetarnego i szeroko popierane wysiłki obalenia Systemu
Rezerwy Federalnej. Także one są w znacznej mierze ignorowane przez
środki masowego przekazu. A oto parę faktów:
1.
Obecny
jest ogólnopaństwowy ruch kwestionowania zgodności z konstytucją
Systemu Rezerwy Federalnej i monetarnego monopolu oraz podejmowane są
próby nadania temu problemowi wymiaru politycznego.
2.
Ogólnopaństwowa
konferencja stanowych legislatur [władz ustawodawczych. Przyp. tłum.]
czterokrotnie wyrażała swoją troskę o system monetarny i
wezwała stany do krytycznego podjęcia tego tematu.
3.
Parlamenty
pięciu stanów (Arizony, Alabamy, Indiany, Idaho i Utah) uchwaliły
rezolucje wzywające do uchylenia ustawy o Rezerwie Federalnej zaś 12
dalszych zamierza to uczynić (CRC Bulletin nr 287, maj 1986 r.). [CRC –
Committee to Restore the Constitution – Komitet Przywrócenia Konstytucji.
Przyp. tłum.]
4.
W
1987 r. Parlament stanu Washington głosował rozpisanie referendum za
temat wniesienia przez stan skargi do Sądu Najwyższego Stanów
Zjednoczonych na niezgodność z konstytucją Systemu Rezerwy
Federalnej. Referendum to było też punktem programów wyborczych z
1987 roku. Wprawdzie sprawa referendum została odrzucona w
głosowaniu, lecz zwolennikom udało się zebrać 36%
głosów za referendum, pomimo że dysponowali bardzo skromnymi
środkami na kampanię informacyjną i pomimo „zdeformowanej i
nieścisłej informacji” podawanej przez Stowarzyszenie Bankierów Stanu
Washington („Honest Money for America”, vol. 4 nr 4, grudzień 1987).
Inne, może ważniejsze dokonania
to: 1) ponowne odkrycie obszernej literatury na temat wolności monetarnej;
2) ofiarne wysiłki małych grup współczesnych teoretyków, którzy
podjęli się badania natury pieniądza i alternatywnych
rozwiązań, aby zainicjować procesy transformacyjne; 3)
rosnąca liczba lokalnych systemów wymiany i pieniężnych, które
mnożą się w różnorodnych miejscach. Opracowano i sprawdzono
różne modele. Najbardziej obiecującym podejściem wydaje się
stworzenie sieci lokalnie kontrolowanych (kredytowych) systemów wymiany,
podobnych w zasadzie do stworzonych przez Michaela Lintona. Projekt Lintona,
nazywany LETS, co stanowi skrót od Local Employment and Trading System (Lokalny
System Zatrudnienia i Handlu) ma za zadanie ułatwienie wymiany w
ograniczonym obszarze czy grupie, bez kosztów oprocentowania, bez przymusu
prawnego [odnośnie zasady legalności oficjalnych środków
płatniczych. Przyp. tłum.] i bez ustanawiania grup uprzywilejowanych
[np. bankierów. Przyp. tłum.] (zobacz Linton i Greco: „The Local
Employment Trading System”, Whole Earth Review, vol. 55, lato 1987)
Ustalenie się międzynarodowego
kryzysu zadłużenia
Centralnie kontrolowany, globalny system
pieniądza jako długu doprowadził do światowej eksplozji
zadłużenia. Centralne banki największych z krajów zachodnich
tworzą pieniądz (kredyt) w oparciu o długi zaciągane przez
rządy, przedsiębiorstwa i poszczególnych ludzi. Dzięki
pobieraniu procentów (lichwie) od tych „długów”, bogactwo i władza
zostały skoncentrowane na szczytach hierarchii politycznych i finansowych.
Ogół dłużników znalazł
się w sytuacji bez wyjścia. Rządy wielu zadłużonych
krajów, starające się spełnić wymagania płatnicze
banków, zmusiły swoje społeczeństwa do wyrzeczeń,
stosując politykę uprzywilejowania produkcji na rynki eksportowe, ze
szkodą dla konsumpcji i inwestycji wewnętrznych. Polityka owa
spowodowała niewypowiedziane cierpienia i wielu doprowadziła do
zagłodzenia; jednocześnie stała się przyczyną
także degradacji ich fizycznego środowiska.
Obecna sytuacja jest nie do utrzymania,
ani moralnie, ani politycznie, ani pod względem ekonomicznym czy
ekologicznym. Sprawiedliwość społeczna, światowy pokój i
wręcz przetrwanie życia na naszej planecie zależą od
kompletnej restrukturyzacji praktyk monetarnych i księgowości
finansowej. Sytuację tę można by naprawić stosunkowo
bezboleśnie dla wszystkich, jeśli podjąć
następujące środki zaradcze:
1.
Przede
wszystkim powinniśmy porzucić obecny system „pieniądza jako
długu” i ustanowić nowy system monetarny. Winien on (1) opierać się na
produkcji realnej, a nie na długu, (2) być wolnym od zmonopolizowanej
kontroli i ingerencji rządu, (3) zarządzany lokalnie, zgodnie z
szerokimi uzgodnieniami co do standardowych praktyk, podległych
niezależnej kontroli.
2.
Po
wtóre, obecne roszczenia bankowe („długi”) winny zostać
rozstrzygnięte i wyeliminowane w stosunkowo krótkim czasie, tak aby w
przyszłości przeważać mogły nowe, bardziej godziwe
urządzenia.
W interesie harmonijnego przejścia od
obecnego wadliwego systemu monetarnego do systemu wolnego i godziwego proponuje
się przyjęcie przez „wierzycielskie” banki i „dłużnicze”
rządy, przedsiębiorstwa oraz osoby fizyczne, następujących
warunków spłaty kredytów udzielonych uprzednio przez banki:
1.
Narastanie
należności procentowych winno być natychmiast anulowane.
2.
Spłata
bankom podstawowych długów winna być tak zorganizowana, aby
angażowała poświęcenie na to tylko rozsądnej
części dochodu. W przypadku mniej rozwiniętych krajów,
ograniczenia na rynku wewnętrznym powinny być złagodzone, a
spłata długu zredukowana do rozsądnej części
produkcji, tak aby nie spowodowała niekoniecznych wyrzeczeń
ludności kraju dłużniczego.
3.
Spłata
przez kraje mniej rozwinięte winna być dopuszczalna w naturze, przy
pomocy towarów, które ustaliły się w eksporcie danego kraju w
przeszłości.
4.
Cena,
za którą dane towary są kredytowane na konto zaległego
długu, winna być ustalona wedle bieżących cen rynkowych lub
wedle przeciętnej ceny rynkowej z ostatniego okresu (np. w ciągu 5
ostatnich lat), wybierając wyższą z nich.
5.
Wszelkie
„procenty”, które już zapłacono, lub będzie się
płacić w przyszłości, należy wliczać do
spłaty długu podstawowego i umniejszać odpowiednio
pozostałe do spłacenia saldo.
Część II
Wolność a ideał
monetarny
Odrealnienie pieniądza
Mark Kinney wnikliwie zauważył,
że każda faza cywilizacyjna opiera się o jakieś nowe medium
komunikacyjne, które niesie ze sobą całkiem nowe wzorce myślowe
i zachowaniowe. Taki właśnie sens zawiera się w sławnym
stwierdzeniu Marshalla McLuhana, iż „środek przekazu jest przekazem”.
Kinney przytacza twierdzenie Arnolda
Toynbee, iż ludzkość ustawicznie „eteralizuje” swoje metody, aby
osiągnąć więcej mniejszym nakładem. Oznacza to,
że każdy następny
środek komunikacji prześciga poprzedni pod względem
udostępnienia większych zasobów informacji, z większą
precyzją, większym grupom ludzi, na większe
odległości, z mniejszym nakładem.
To właśnie stwierdzamy,
rozważając rozwój technologii komunikacyjnych w ciągu paru
ostatnich stuleci, a szczególnie pojawienie się skomputeryzowanych
kanałów telekomunikacyjnych, które w piorunującym tempie zjawiły
się na scenie. Nasze metody oczywiście uległy wysubtelnieniu nie
tylko pod względem formy, lecz także i treści. Informacja staje
się coraz bardziej abstrakcyjna i symboliczna, zaś środki
przekazywania są coraz bardziej ulotne (chwilowe, energetyczne,
nie-substancjalne). Widać progresję – od przedmiotów fizycznych, jako nośników informacji - przez ręczne
i drukowane dokumenty przenoszone fizycznie, aż po elektryczne i
magnetyczne impulsy przenoszone przez przewody i telewizję.
Z każdego nowego środka
komunikacji wyłaniają się nowe wzorce zachowania,
będące w dużej mierze oddziaływaniami wymiennymi.
Każda faza cywilizacyjna wymaga rozwinięcia środka wymiany
właściwego dla innych jej elementów. Elementem kluczowym,
brakującym w obecnym stadium transformacyjnym cywilizacji, jest
odpowiednie do obecnej sytuacji medium wymienne. Takim środkiem wymiennym,
z którym jesteśmy wszyscy obeznani i który zdaje się istotnie
dominować w naszym życiu jest pieniądz.
Faktycznie, pieniądz ulegał
postępującemu odrealnieniu. Od monet z cennych metali i sztabek
złota, które były nośnikami wewnętrznej wartości,
przez monety żetonowe i banknoty, będące symboliczną
reprezentacją, wymienialną na prawdziwe pieniądze (monety
kruszcowe), aż do pieniądza fikcyjnego [„fiat money” – pieniądz
nie mający odpowiedniej wartości realnej. Przyp. tłum.], nie
podlegającego wykupowi, aż po kredyty bankowe i konta komputerowe.
Także i procesy transferowe odrealniły się, przechodząc od
fizycznej wymiany wartościowych metali i monet do symbolicznej wymiany w
użyciem czeków i przekazów pieniężnych, aż po transfery
elektroniczne. Proces ten jeszcze się nie zakończył. W obecnym
stadium przejściowym, rozwój środków wymiany pozostaje w tyle za
innymi aspektami transformacyjnych procesów, powodując intensyfikację
ludzkich wysiłków i doprowadzając cywilizację na skraj
katastrofy.
Coraz jaśniej widzimy, że
podstawową właściwością pieniądza jest (lub
stała się) informacja. Jak to wyraził Michael Linton:
„Pieniądz jest informacją służącą nam do
ukierunkowywania ludzkich wysiłków.” Ralph Haulk dodał, iż
„pieniądz zatwierdza wiedzę”. Na tej podstawie Kinney
zaproponował wyróżnienie dwóch podstawowych typów informacji: informację
formulatywną, dzięki której możemy projektować i
planować prawie każdy projekt oraz informację
wykonawczą, która dokładnie zgrywa odpowiednie jakości oraz
ilości środków produkcyjnych potrzebnych do realizacji planów.
Utrudnienia, które napotykamy w obecnej
fazie transformacyjnej biorą się stąd, że wciąż
rosnąca liczba ludzi ma dostęp do coraz bogatszej informacji formulatywnej,
podczas gdy informacja wykonawcza jest nadal prawie całkiem
zmonopolizowana. Uniemożliwia to ogromnej większości ludzi
działania zgodne z ich wartościami, przekonaniami i we własnym
dobrze pojętym interesie, zaś oddaje bezprawną władzę
tym, którzy zajmują pozycje u szczytów hierarchii finansowych i
państwowych. Na realizację mogą liczyć tylko te projekty,
które sprzyjają utrzymywaniu i umacnianiu władzy hierarchii, a które
jednocześnie wywierają pustoszące skutki na środowisko i
narażają ludzi na wielkie cierpienia.
Nowe środki komunikacji
przyniosły możliwości skutecznego wzajemnego porozumiewania
się ludzi na całym świecie. Dzięki temu ludzkość
osiągnęła możliwość by uskutecznić warunki globalnego, uniwersalnego pokoju i
pomyślności. Lecz może się to zdarzyć tylko poprzez
upowszechnienie informacji wykonawczej i przekazywanie władzy do
podstawowych jednostek społecznych.
Monopolizacja informacji wykonawczej przez
rządy i elity finansowe, dokonuje się poprzez kontrolę,
którą sprawują one nad procesami emisji pieniądza. Rządy
nie są już uzależnione od wpływów podatkowych dla
finansowania swej działalności. Dzięki polegającym na
zmowie układom z kartelem bankowym i finansowym oraz kontroli nad
mechanizmami wymiany, mają możliwość wydawać bez
ograniczeń i nakładać ukryty podatek w postaci inflacji. Podatek
dochodowy od osób fizycznych jest nie tyle mechanizmem finansowania rządu,
ile (1) usprawiedliwieniem dla zbierania szczegółowych informacji o
każdym obywatelu; (2) sposobem wdrażania polityki socjalnej; (3)
mechanizmem regulacji stopy inflacji waluty.
Odpolitycznienie pieniądza i wymiany
Zarządcy obecnego systemu
będą przekonywali, że „pieniądz nie rządzi sam
się” i oczywiście, mówiąc ściśle, mają
rację. Rzecz jednak w tym jak się zarządza
pieniądzem i czy państwo albo władze działające
środkami przymusowymi mają racjonalny tytuł, aby odgrywać w
tym jakąkolwiek rolę. Na podstawie ich dotychczasowych dokonań
widać całkiem jasno, że nie ma takiego uzasadnienia. Przytoczmy
argumentację Friedricha Hayeka:
„Aż do obecnych czasów
pieniądz stanowi tę część porządku rynkowego,
która była najbardziej utajniona przez rządy. Stanowi też
tę część rynkowego porządku, przy której głupie
elity rządzące najwięcej majstrowały… to nie obecna wiedza,
lecz odkrycia uzyskane w swobodnych doświadczeniach mogą nam
ukazać najlepsze rozwiązania… rząd zazdrośnie strzeże
swego monopolu dla realizacji celów wręcz przeciwnych tym, dla których
pieniądz wprowadzono.”
„Obecnie pieniądz nie jest
głównie efektywnym środkiem wymiany, lecz narzędziem rządu
do oskubywania nas i do ‘zarządzania’ gospodarką.”
„Gdyby rządy zostały
pozbawione swej władzy nad pieniądzem, prywatne firmy rychło
zaczęłyby określać nowe jednostki monetarne i emitować
obligacje wyrażane w tych jednostkach. Konkurencja pomiędzy
użytkownikami skłoniłaby ich do zdefiniowania ich jednostki w
sposób najbardziej użyteczny dla społeczeństwa i
udostępnianie im na najkorzystniejszych dla ludzi warunkach.” („The
Future Monetary Unit of Value” w “Money in Crisis”, Barry Siegel ed., Pacific
Institute, San Francisco, 1984, s. 324-327).
Barter a rola pieniądza
Ważne jest, aby zrozumieć
różnicę między barterem, a wymianą pośrednią. W
transakcji barterowej, albo jak ją nazywa E. C. Riegel w przypadku
„pełnego barteru”, dwoje ludzi wymienia się wzajemnie wartościami.
Na przykład pan A może otrzymać parę butów od pana B, który
w zamian otrzymuje od pana A sześć kurczaków. Jeśli
wartość butów jest uznana przez obie strony za równoważną
wartości kurczaków, transakcja zostaje dokonana. Pokazano to na rys. 5a.
Przypuśćmy jednakże,
że pan A potrzebuje butów, lecz pan B nie potrzebuje kurczaków. W tym
przypadku nie dojdzie do transakcji. To jest problem z pełnym barterem:
każdy z kontrahentów musi mieć coś, co jest potrzebne drugiemu, przynajmniej po to, aby
to wykorzystać do dalszego handlu z kimś innym. Prawdopodobnie ta
ostatnia sytuacja doprowadziła do rozwoju pieniądza i
spowodowała, że pierwszymi środkami wymiany były zazwyczaj
towary użytkowe. Takie środki wymiany jednakże nie zmieniają
natury transakcji, która pozostaje barterem; jest to wciąż barter
albo inaczej „barter pośredni”. W barterze pośrednim jedna osoba
otrzymuje coś, co nie jest dla niej bezpośrednio użyteczne, lecz
co ma wewnętrzną wartość i może być wymienione z
kimś innym. Historycznie rzecz biorąc, najczęściej do tego
celu używano drogocennych kruszców.
Z kolei niedogodności barteru
pośredniego doprowadziły do przyjęcia „wymiany symbolicznej” tj.
przy użyciu żetonów, reprezentujących rzeczy o rzeczywistej
wartości, czyli inaczej mówiąc, przekazywania sobie uprawnienia do
pobrania rzeczywistej wartości. Przejęły one formę
pokwitowań magazynowych, banknotów i poleceń wypłaty.
Przyjęcie symbolicznych środków wymiany dało ogromne
korzyści, zwiększając wygodę i operatywność.
Niestety otwarło też drzwi do ogromnych nadużyć,
ponieważ zwykły nie obznajomiony człowiek miał większe
trudności w wykrywaniu matactw i wręcz oszustw. Takie nadużycia
rozpowszechniły się i stały się normą w oficjalnym
systemie pieniężnym na całym świecie, powodując
panujący w nim aktualnie zamęt.
Obecnie pojawiła się
możliwość wydobycie się z tego pomieszania przez
podjęcie następnego kroku w
kierunku odrealnienia systemu monetarnego. W tego rodzaju idealnym systemie wymiany
rzecz sprowadza się do współpracy uczestników transakcji,
wyrażającej się zgodą na przyjmowanie abstrakcyjnego
sposobu zapłaty, w formie kredytów emitowanych przez innych uczestników
wymiany, jako potwierdzenia otrzymanej wartości. Przypuśćmy na
przykład, że A kupuje parę butów od B. Ten daje w zamian
potwierdzenie wartości otrzymanej (PWO), tj. znak pieniężny.
Następnie B kupuje siano od C i przekazuje mu PWO. C używa PWO do
zakupienia desek od D zaś ten z kolei używa PWO do kupna kurczaków od
A. Na rys. 5b pokazano ten obieg graficznie. Faktycznie możliwa jest
dowolna liczba wymian w tym cyklu, zanim PWO powróci do A. Każda z
transakcji w tym przykładzie nazywa się barterem rozdzielczym,
ponieważ składa się z dwóch części; jedna osoba
otrzymuje wartość, podczas gdy druga odkłada na później
otrzymanie równoważnej wartości od innego uczestnika
łańcucha wymiany. W praktyce można się obejść bez
pośrednictwa znaku pieniężnego i zastąpić go zapisem
księgowym na koncie, gdzie każda transakcja pojawia się jako kredyt
[zapis „ma”] dla sprzedającego i debet [zapis „winien”] dla kupującego.
Taki właśnie rodzaj czysto informacyjnego medium wymiany stanowi
idealny pieniądz.
Desiderata
Jedyną najważniejszą
właściwością każdego systemu monetarnego jest, aby
jednostka służąca pomiarowi wartości była stosunkowo
niezmienna w czasie w kategoriach dóbr realnych i usług. Jest to konieczne
przede wszystkim dla utrzymania uczciwości kontraktów. Istnieją
zasadniczo trzy powody unikania niestabilnej jednostki monetarnej: (1) w
przypadku transakcji bieżących zdawałoby się, że gdy
np. wszystkie ceny wzrosłyby dwukrotnie, to nie ma znaczenia; każdy
towar zachowuje tę samą wartość w stosunku do innych
towarów, prawdopodobnie także i praca. Jednakże zamieszanie
następuje, gdy trzeba zmienić koncepcję wartości [np. ceny
złota, dolara, inflacja. Przyp. tłum.]. Nie wszyscy ludzie
reagują na zmienione warunki tak samo szybko, a niektórzy mają
mniejsze od innych możliwości przetargowe. Do reguły należy
opóźnianie się ceny pracy wobec wzrostu cen towarów. Ucierpią na
tym ci, którzy posiadają mniej dokładne i aktualne informacje oraz
tacy, którzy mają mniejszą bystrość w interesach. (2)
Zmienny poziom cen stwarza jeszcze poważniejsze problemy w przypadku
transakcji zależnych od czasu roszczeń pieniężnych –
długów, roszczeń inwestycyjnych, ubezpieczeń, itd. Zakłada
się w nich stabilność jednostki rozliczeniowej i jest to
konieczne dla godziwości tj. dla wypełniania intencji kontraktu.
Wartość roszczeń wyrażonych w aktualnych jednostkach
pieniężnych może się drastycznie zmienić w okresie, na
który zawarto kontrakt. W ten sposób ludzkie oszczędności mogą
zostać zredukowane częściowo lub całkowicie wskutek
inflacji (rozcieńczenia czy dewaluacji waluty). Można by
przytoczyć wiele smutnych historii o inwestorach, którzy ulokowali swoje
pieniądze w „bezpiecznych” inwestycjach, z których otrzymano
pieniężny zwrot zgodnie z kontraktem, jednak siła nabywcza
była znikoma.
(3) Najgorsza w tej sprawie jest jej
przyczyna – deprecjacja waluty powodowana przez działania rządów i
władz bankowych. Tego rodzaju postępowanie dosłownie obrabowuje
ludzi z ich zasobów, powodując gospodarczą nędzę i
utratę zaufania wobec rządów
oraz mniejsze poszanowanie władzy.
Sądzę, że gdyby ludzie
mieli możliwość wyboru między różnymi walutami,
wybraliby tę, której wartość jest stała w czasie.
Jak wyraził to Friedrich Hayek:
„…gdyby ludzie mieli
zupełną swobodę wyboru jakich pieniędzy chcą
używać w swych codziennych transakcjach, ci, którzy wybraliby
pieniądz o stabilnej sile nabywczej mieliby się najlepiej.” [ibidem
s. 325]
„…sprawiedliwość wymaga,
aby wszelkie długi były spłacane w jednostkach monetarnych o
wartości, którą przewidywali uczestnicy kontraktu, a nie o takiej,
jaka wynika z tworzenia decyzji rządowych, tworzących ich
substytuty.” [ibidem, s. 334]
Myślę, że w obecności
„rzetelnego” systemu monetarnego, byłaby naturalna tendencja do powolnego
spadku ogólnego poziomu cen, odzwierciedlającego postępy
technologiczne i wzrost produktywności.
Mierzenie
Problemy towarzyszące pieniądzowi
i wymianie wywodzą się, w znacznej mierze, z pomieszania na temat
natury pomiaru i standardów. Uczciwość w wymianie wymaga
dokładnych i precyzyjnych pomiarów. Dlatego zdefiniowaliśmy np.
jednostki długości, wagi, objętości i czasu. Używamy
powszechnie w naszych uzgodnieniach i umowach cali, funtów, galonów i godzin,
ponieważ są to wielkości ustalone i obiektywne oraz
pozwalają na dokładne pomiary. Moglibyśmy zamiast tego
używać szerokości dłoni, wagi kamieni, garści czy
„popołudni”, lecz to byłoby subiektywne i źle zdefiniowane. Nie wiedzielibyśmy naprawdę o co
chodzi, czy czego chcemy i sprawiedliwa wymiana byłaby trudna do
osiągnięcia.
Aby ułatwić wymianę,
ustalił się zwyczaj używania instrumentu
pośredniczącego zwanego pieniądzem. Intencją posługiwania
się pieniędzmi jest dostarczenie sprzedającemu ilościowego
poświadczenia wartości przekazanej kupującemu. Przy mierzeniu
wartości dokładność i precyzja są tak samo ważnie
jak przy mierzeniu wielkości fizycznych, takich jak
długość, objętość i czas; w istocie
wartość i wielkości fizyczne są nieodłącznie
powiązane.
Na to, aby wymiana była rzetelna musi
być dobrowolna, a warunki wymiany swobodnie ustalone między
kupującym a sprzedającym. Poza tym, w przypadkach gdy nie chodzi o
transakcję w pełni barterową, jest rzeczą istotną, aby
były jakieś sposoby mierzenia wartości z
dokładnością i precyzją i aby jednostka pomiarowa była
stabilna w czasie. Aby lepiej uchwycić w czym rzecz, zacznijmy od paru
definicji. The American Heritage Dictionary (1973) pod hasłem
„mierzenie” podaje:
“Mierzenie pewnej wielkości
polega na przypisaniu liczby dla wyrażenia jej ilości [wartości
ilościowej, liczbowej, czyli tzw. „miary”. Przyp. tłum.] Zazwyczaj
przypisanie to dokonuje się przez proste porównanie. Miara danej wielkości
jest porównywana z miarą „standardową”, której miarę
przyjęto na zasadzie umowy za równą jednostce.
Istnieje ważne
rozróżnienie między „jednostką pomiarową” a „standardem
pomiarowym”.
„Jednostka pomiarowa to
precyzyjnie określona ilość, przy pomocy której można
ustalić miary innych wielkości tego samego rodzaju.
Standard pomiarowy to przedmiot, który w
określonych warunkach służy do określania i zapisania miary
jednostkowej.”
Zatem, aby mieć jednostkę
obliczeniową, którą można by przyjąć do powszechnego
użytku i do sprawiedliwej wymiany, musi ona zostać zdefiniowana przy
pomocy pewnego standardu. A czym byłby ów standard zgodnie z
powyższą definicją? Jest to jakiś przedmiot. Aby
ugruntować tę koncepcję rozważmy ustalone standardy
pomiarów fizycznych. Cytowany słownik tak o tym mówi:
„Podstawowymi jednostkami Systemu
Metrycznego są metr i kilogram. Metr został zdefiniowany jako równy 1
650 763,73 długości fali pomarańczowo-czerwonego pasma
promieniowania kryptonu 86 w próżni. Kilogram zdefiniowano jako masę
platynowo-irydowego standardu Międzynarodowego Wzorca Kilograma,
przechowywanego w Międzynarodowym Biurze Wag i Miar w Sevres, we Francji.”
Przypomnijmy teraz, że według
wcześniej podanej definicji mierzenia, polega ono na porównywaniu. Na
przykład, gdy mierzymy długość czegoś i porównujemy
ją z prętem pomiarowym czy taśmą o znanej
długości, mającymi zazwyczaj znaki informujące o
wielokrotności jednostki wywodzącej się z jakiegoś
standardu. W praktyce istnieje oczywiście dowolna liczba
urządzeń, skonstruowanych i wycechowanych przy pomocy tych
standardów, jako podstawy odniesienia.
Wartościowanie
Wartość jako taka nie jest
obiektywną wielkością tego rodzaju jak waga czy
długość. Jest subiektywna. Każda osoba, w każdej
sytuacji, wartościuje każdą rzecz inaczej i można by
posunąć się do stwierdzenia, iż słowo
„wartość” powinno być używane jedynie jako czasownik, a nie
rzeczownik. Gdy biorę pod uwagę cenę rynkową, zawsze
porównuję ją z cenami: (1) tych samych czy podobnych towarów z
ostatniego tygodnia, ostatniego roku i ew. dawniejszym; (2) z cenami innych
towarów, których mogą ewentualnie potrzebować; (3) z moimi
możliwościami zarobkowymi, uwzględniającymi moje
umiejętności, warunkami na rynku pracy i z moimi obecnymi
skłonnościami, co do tego jak wykorzystać mój czas i
energię.
Zatem moja godzina pracy, czy lepiej, moja
godzina stressu, jak ją ochrzcił Don Werkheiser, stanowi mój
prawdziwy standard. Nie myślę w kategoriach złota ani nie dbam o
złoto. Jeśli rząd czy ktoś inny ogłosiłby,
że złoto stanowi „standard wartości”, nie zmieni to mego
myślenia, może z wyjątkiem tego, że złoto mogłoby
ustabilizować poziom cen wyrażonych w dominujących jednostkach
monetarnych.
Jest faktem, że mieszkańcy
naszego kraju przyzwyczaili się do wartościowania rzeczy w
„dolarach”. Ważne jest, aby odróżnić „dolar”, którego
używamy jako koncepcję wartości, od dolara jako jednostki waluty
dostarczanej nam przez System Rezerwy Federalnej i rząd. Wszyscy mamy
poczucie, jakie są wzajemne relacje wartości różnych rzeczy między
sobą wyrażane w dolarach i w różnych okresach czasu. Zatem
dolar, jako koncepcja wartości [relatywnej. Przyp. tłum.] trzeba
uznać za coś danego, przynajmniej obecnie. Ponieważ jest to
koncepcja, do której używania jesteśmy przyzwyczajeni, winna
stać się punktem wyjścia dla innowacji w zakresie pieniądza
i wymiany.
Skoro wartość jest subiektywna a
nie obiektywna, to co właściwie kwantyfikujemy [wyrażamy
ilościowo. Przyp. tłum.] mówiąc, że coś jest „warte”
tyle a tyle dolarów (czy franków, funtów)? Jest to „cena”. Cenę można
zapisać dla każdej transakcji. Statystyczne zestawienie cen stanowi
podstawę do stwierdzenia, że pewna rzecz jest „warta” tyle a tyle
dolarów. To, co powszechnie przyjmujemy za „wartość” czegoś, to
najczęściej „cena rynkowa” tej rzeczy, pomijając
niedoskonałość danego rynku w porównaniu z „idealnym” czy
„wolnym” rynkiem. Owa „cena rynkowa” jest faktycznie podsumowaniem informacji
statystycznych, powiedzmy jakąś średnią cen transakcyjnych,
obserwowanych w danym okresie czasu, na danym rynku. Jest ona wynikiem
niezliczonych czynników mających wpływ na proces wartościowania
i wynik ten jest chwilowy.
Podsumowując zatem, pomimo iż
wartość jest subiektywna i zależna od sytuacji, możliwe
jest uzgodnienie względnie obiektywnego „standardu wartości”, który
jest faktycznie standardem cen pod warunkiem istnienia stosunkowo swobodnych
rynków i swobodnego przepływu informacji. Dlatego odtąd będziemy
mówili o „standardzie cenowym” zamiast o „standardzie wartości”.
Standardy
Sprawność wszelkich
rozpowszechnionych ludzkich przedsięwzięć wymaga ustalenia
standardów. Mamy więc standardy używanych wag i miar, są
standardy zapisywania i transmisji informacji (np. zapisów fonograficznych dla
taśm audio i video, radia i telewizji, itd.). Istnieją też standardy
praktyki w takich dziedzinach, jak księgowość i inżynieria.
Mogą istnieć słuszne powody dla przedkładania danego
standardu nad inne, lecz bardzo często standardy przyjmuje się chyba
całkiem dowolnie; to, co jest ważne, to uzgodnienie, co uznaje się
za standard. Standardy mogą być ustalane poprzez formalne umowy albo
mogą faktycznie wywodzić się z powszechności używania
i zwyczaju.
Międzynarodowy standard cenowy
dałby oczywiste korzyści w ułatwianiu handlu na całym
świecie. Zdefiniowanie takiego standardu pozwoliłoby na wycenę
każdej waluty, czy to emitowanej prywatnie, czy przez rząd albo bank
centralny, w stosunku do standardu i do innych walut. Przyjęcie takiego
standardu nie wymagałoby, aby emisja waluty musiała być
kontrolowana centralnie. Każdy emitent mógłby utrzymywać
wartość swej waluty stosując się do właściwych
reguł i procedur emisji. W części III zajmiemy się
szczegółowo rozróżnieniem między standardem cenowym a
walutą.
Prawdopodobnie najlepszym, najbardziej
stabilnym standardem cenowym byłby taki, który opiera się na
określonych ilościach szerokiego asortymentu podstawowych dóbr. To
mogłaby mu zapewnić stałość wartości jednostki
obliczeniowej. Zgodnie z tym „standard wartości” byłby zdefiniowany
jako cena „rynkowego koszyka”, zawierającego określone ilości
wybranych podstawowych towarów.
Niezależnie od nazwy, którą
moglibyśmy wybrać dla nowego standardu jednostki obliczeniowej,
byłoby najwygodniej zdefiniować ją jako równą jednemu lub
całkowitej wielokrotności czy ułamkowi dolara amerykańskiego
w momencie jej utworzenia, ponieważ w naszych umysłach ustaliła
się taka koncepcja wartości i dolar jest najbliższy funkcji
międzynarodowej waluty. Historia każe oczekiwać, że z
czasem pojawi się coraz większa rozbieżność
między jednostką standardową a oficjalnymi walutami, jako
że będą one nadal ulegały inflacji.
Jak można by wprowadzić nowy
pieniądz
Nie powinniśmy naiwnie
oczekiwać, że zasiedziałe władze będą przychylne
ewentualnym próbom zliberalizowania procesów wymiany. Jak to ujął
Hayek:
„…wszelka nadzieja na
dobrowolną abdykację rządów z ich obecnego monopolu emisji
waluty obiegowej, jest utopijna. Rządy uzależniły się od
swej władzy tworzenia pieniędzy na finansowanie swych własnych
działań, ponieważ pozwala to im na dokonywanie wydatków
przekraczających przychody, które mogą uzyskać z uczciwego
opodatkowania. Uważają też swą kontrolę nad
pieniądzem za sprawę tak zasadniczą, że będą
prawdopodobnie bronić do upadłego nie tylko wszystkich już
uzyskanych uprawnień, lecz i wszystkich innych, które mogliby
uzyskać.” (op. cit. s. 330)
Istnieje jednakże granica zakresu, w
jakim rząd ma możność kontrolowania, zarówno pod
względem moralnym, legalnym i praktycznym, praktyk rozliczeniowych i umów
handlowych prywatnych przedsiębiorców. W tym leży klucz do uwolnienia
wymiany. Jak mówi Hayek:
„Wyłączne prawo
emisji znaków służących jako prawny środek płatniczy
dla wyrównania zobowiązań zakontraktowanych w tych jednostkach, nie
wyklucza użycia rozliczeń kredytowych w innych jednostkach, jako powszechnego
instrumentu wymiany… Różnica polegałaby na tym, że rachunki
byłyby wyrażane w jednostkach monetarnych, nad którym rządy nie
mają żadnej kontroli i które z tego powodu mogłyby
utrzymywać stałą wartość.(op. cit. s. 330,
podkreślenie Th. Greco)
… gdy niektóre instytucje
dostarczą kredytu w stabilnych jednostkach, rządy będą
miały trudności w zapobieżeniu kartom kredytowym, które za
zgodą obu stron natychmiast będą przeliczały ilości
należne w lokalnej walucie na ich ekwiwalent, w stabilnych jednostkach
zgodnie z bieżącym przelicznikiem. Dłużnik i wierzyciel
będą wiedzieli, że w ustalonym czasie określona
ilość siły nabywczej będzie należna od nich lub na ich
dobro. Rządy będą się wprawdzie prawdopodobnie długo
broniły się przed używaniem na ich terytorium jakiegokolwiek
rodzaju bezpośrednich środków wymiennych [pieniądza, który
przechodziłby z ręki do ręki] poza tym, który sami ustanowili.
Jednakże na dłuższą metę nie będą mogły
przeszkodzić używaniu tego rodzaju kart kredytowych. Nie
wątpię, że skoro pojawi się tego rodzaju stabilna prywatna
jednostka obliczeniowa, emitenci kart kredytowych dobrze zrobią, gdy
będą się nią posługiwać. Istotnie jestem
przekonany, że rządowy monopol na emisję pieniądza zostanie
ostatecznie przełamany raczej przez tego rodzaju karty, niż przez
jakiś inny rodzaj obiegowych
znaków wymiennych. Będzie to pieniądz, którego rząd nie
będzie mógł skonfiskować przy przechodzeniu przez granice nawet
wówczas, gdy odbiorca będzie mógł zgłaszać wyrażone w
nich roszczenia.” (op. cit. s. 333)
Jeśli teraz uznamy, iż
pieniądz jest tylko informacją, staje się jasne, że
prywatną alternatywną jednostkę monetarną można
łatwo zdefiniować w każdej chwili. Jednostka czy grupa nie musi
zrobić niczego innego, jak tylko opublikować definicję.
Następny krok w kierunku wprowadzenia takiej jednostki do użycia
sprowadzałby się po prostu do prowadzenia rozliczeń w tych
jednostkach. Nie powinno to nastręczać większych trudności,
ponieważ wartość każdej istniejącej waluty może
być przeliczona zgodnie z definicją podobnie, jak przelicza się
zagraniczne waluty między sobą. Partnerzy godzący się na
prowadzenie swych rozliczeń i na zawieranie kontraktów wyrażonych w
nowych jednostkach, mogliby też uzgodnić regulowanie swych
rozliczeń przy pomocy legalnych środków płatniczych, których
wartość wyrażona w stosunku do nowej stabilnej jednostki,
będzie prawdopodobnie malała z czasem. Z tego względu
będą zapewne starali się znaleźć lepszy środek do
regulowania swoich rachunków, nie wymagający zaopatrywania się na
rynku w oficjalną walutę, której wartość jest poza ich
kontrolą.
Idealny pieniądz
Ze wszystkich teoretyków monetarnych, o
których coś wiem, E. C. Riegel zdaje się należeć do tych,
którzy mieli najgłębszy wgląd w prawdziwą naturę i
funkcję pieniądza. Na tej podstawie Riegel obmyślił „system
pieniądza naturalnego”. Odmawiał on wdawania się w ortodoksyjne
debaty stwierdzając, że „Tylko odwracając się plecami do
zamętu minionej ekonomiki monetarnej, możemy w pełni
zrozumieć kwestię pieniądza… Błąd ma swe labirynty.
Prawda jest jak obelisk.” (E. C. Riegel, Flight from inflation:
the monetary alternative [Ucieczka od inflacji: monetarna alternatywa], The
Heather Foundation, P.O.Box 48, San Pedro, CA, 1978)
Opis Riegla pieniądza (idealnego)
przebija pancerz ortodoksyjnej gmatwaniny i tworzy podstawy dla racjonalnego i
rzetelnego systemu monetarnego. Oto bardzo trafne uwagi:
„… pieniądz to system
księgowania”
„… pieniądz jest instrumentem
ewidencjonowania sald barterowych”
„Czyste medium pieniężne
będzie pozbawione wewnętrznej wartości”
„… pieniądz wynika ze
wzajemnych interesów i ze współpracy pomiędzy uczestnikami wymiany
handlowej, a nie z autorytetu.”
„… [emitent pieniądza] musi
być przedsiębiorcą, to jest kimś, kto jest zmuszony
zdobywać swój pieniądz na rynku.”
„… jest oczywiste, że
kupujący, który wyemitował instrument pieniężny dla
sprzedawcy, zaciągnął dług wobec społeczności…
Zatem pieniądz jest aktualnie pokryty wartością dostarczoną
przez sprzedającego i potencjalnie pokryty przez wartość,
będącą w posiadaniu następnego sprzedawcy.”
Definicja (idealnego) pieniądza
A oto formalna definicja pieniądza
podana przez Riegla:
a.
Pieniądz
jest pokwitowaniem wartości
b.
wyrażonym
w kategoriach jednostki wartości,
c.
jest
przekazywalnym roszczeniem
d.
równoważnej
wartości,
e.
określanej
w drodze konkurencyjnej wymiany,
f.
w
której emitent jest aktywnym sprzedawcą,
g.
którego
emisja stosuje się do zwyczajów ustalonych przez uczestników systemu
monetarnego (ibid. s. 23)
Wymogi odnośnie emisji
Rodzaj systemu monetarnego,
zaprojektowanego przez Riegla można opisać jako „kredyt wzajemny” lub
„kredyt społeczny”, ponieważ
pieniądz, będący w istocie zobowiązaniem typu IOU [I
owe you – jestem ci winien. Przyp. tłum.] ma pokrycie wszystkich
uczestniczących w systemie wymiennym, a nie jest związane z
jakimś jednym szczególnym emitentem. Spełnia on warunek, który
uważam za konieczny dla rzetelności i sprawiedliwości systemu,
to jest, iż powinien być „towarzyski” (otwarty dla wszystkich
kompetentnych uczestników) oraz „wzajemny” (nieodłącznie
zapewniający równość wymienianych wartości).
Kluczowym aspektem systemu Riegla jest
uznanie, iż jedynie producenci mają kompetencje do emitowania
pieniądza, ponieważ tylko oni dysponują środkami, aby go
wykupić na rynku. A zatem Riegel uważał swobodną
konkurencję za warunek sprawiedliwej regulacji wartości
pieniądza, to jest jego ceny wyrażonej w produktach handlowych.
Uznawał on, że utrzymanie
wiarygodności emisji pieniądza wymaga formalnej struktury systemu
monetarnego oraz władzy. Władza nie jest potrzebna dla emitowania
instrumentów pieniężnych, lecz (1) dla ustanowienia jednostki
monetarnej (jednostki obliczeniowej); (2) dla ustalenia procesu emisyjnego i
ustalenia jego ograniczeń; (3) ustanowienia urządzeń i takich
wzajemnych reguł, które zapewnią rzetelność jednostce i
systemowi.”
Riegel nie próbował
wyartykułować szczegółów i pozostawiał wiele do
rozstrzygnięcia praktyce oraz wolnej grze współzawodniczących
systemów monetarnych, które, jak wierzył, kiedyś powstaną. Nie rozpatrywał
też chyba innej kwestii, która wydaje mi się kluczową dla
sukcesu alternatywnego systemu monetarnego, to jest jak oddzielić nowy
system od istniejącego politycznego systemu pieniężnego i jak
odróżnić nową jednostkę obliczeniową od jednostki oficjalnej.
Chciałbym rozważyć niektóre z tych spraw szczegółowych i
wyrazić moje wyobrażenie jak można by je załatwić.
Kwestie do rozwiązania
Za ważniejsze szczegóły, które
trzeba dopracować, wprowadzając nowy towarzyski i wzajemny system
monetarny uważam:
1.
Zdefiniowanie
nowej jednostki obrachunkowej tak, aby zapewnić jej odróżnienie od
innych, konkurencyjnych jednostek monetarnych i utrzymanie na stosunkowo
stałym poziomie jej cenę, wyrażoną w kategoriach wszystkich
dóbr i usług
2.
Ustalenie
kryteriów dla kwalifikacji emitentów pieniądza
3.
Ustalenie
granic kredytowych
4.
Ustalenie
integralności całego systemu
5.
Kwalifikacje
podstaw pieniądza (rodzaj zakupów, na które można emitować nowe
pieniądze)
6.
Rozliczanie
i regulowanie rachunków w taki sposób, aby utrzymać charakter
pieniądza jako medium wymiany, a nie akumulatora wartości.
Największym może przeoczeniem
Riegla był brak spostrzeżenia, że choć medium wymienne,
samo w sobie powinno być abstrakcyjne, jednostka obliczeniowa musi
być zdefiniowana w konkretnych kategoriach, tak aby mogła mieć
jakiekolwiek znaczenie niezależne od czasu. Sądzę, ze najlepszym
podejściem byłoby zdefiniowanie nowej jednostki obliczeniowej, jako
asortymentu standardowych ilości i rodzaju podstawowych towarów
fizycznych. To zakotwiczyłoby nową jednostkę w
rzeczywistości i utrzymałoby jej odmienność od wszystkich
innych stosowanych jednostek wartości, czy walut będących w
użyciu. Jeśli wybór tych podstawowych towarów byłby dostatecznie
szeroki, dałoby to jednostkę wartości o dużej
stabilności. Po jej zdefiniowaniu, każdą jednostkę
pieniężną lub kredytową można by mierzyć przy
pomocy tego standardu. Stowarzyszenie współpracujących producentów i
przedsiębiorców mogłoby przyjąć porozumienie dokonywania
rozrachunków w kategoriach wyrażanych w nowej jednostce i ustalić uzgodnione procedury dla
emisji kredytów, które utrzymywałyby transakcje swoich członków w
oddzielności i nieskażone obecnie przyjętymi praktykami
bankowymi i monetarnymi.
Odnośnie punktów 2,3 i 4 Riegel
zauważa, że pierwotna kwalifikacja do emisji pieniądza polega na
tym, że emitent chce i jest zdolny dostarczać na rynek dobra i
usługi w zamian za pieniądze, które uprzednio wyemitował poprzez
swoje zakupy. Tylko ustalone procedury emisji pieniądza powinny być
dozwolone, a jej ograniczenie (przez maksymalne saldo debetowe) winno
wynikać z aktywności handlowej w obrębie systemu. Samo to
może nie wystarczyć w pełni do utrzymania spójności
systemu. Dopóki obecne są konkurujące systemy wymiany, zawsze
któryś z uczestników może nie honorować swych
zobowiązań, występując z systemu i odmawiając
dostarczenia wartości równoważnej otrzymanej.
Widzę trzy możliwości
zapobieżenia takiemu ryzyku. Pierwsza polega na stosowaniu wymiany „z
gwarancją”. W tym przypadku każdy uczestnik daje lub zastawia
określone aktywa trwałe, jako zabezpieczenie na swoje
zobowiązania. Ujemną stroną takiego rozwiązania byłoby
utrudnienie handlu i miałoby tendencję do utrwalenia obecnych
indywidualistycznych i budzących nieufność sposobów
działania. Drugą możliwością jest utrzymywanie
funduszu „zabezpieczeniowego”, uzyskiwanego z opłat nałożonych
na każdą transakcję, przeznaczonego na pokrycie możliwych
strat. Trzecie rozwiązanie, bardziej zgodne z wartościami
„solidarnościowymi” i pozwalające na uniknięcie przymusu ze
strony władz państwowych dla wymuszania lub dokonania konfiskaty
czyjegoś majątku, polegałoby na odwołaniu się do
współodpowiedzialności grupowej, tj. każdy uczestnik danej grupy
byłby odpowiedzialny za innych . Podobnie dana grupa byłaby współodpowiedzialna
z innymi podobnymi grupami. Mogłaby istnieć dowolna ilość
poziomów współ-odpowiedzialności. Taka jest w zasadzie idea systemu
„gniazdowego” Marka Kinneya. Korzyścią byłoby równe rozłożenie
wsparcia i stosunki oparte na zaangażowaniu na każdym poziomie.
(zobacz „Frater market colonies” – „Braterskie kolonie rynkowe” i „Guide
to barterbuying and barterselling”
– „Przewodnik handlu barterowego”, Mark Kinney, 950 Martinsburg Road, Mt.
Vernon, OH 43050)
Następnie podstawy do emisji nowego pieniądza
powinny być ograniczone, przynajmniej na początku, do zakupów, które
pojawią się na rynku, jako produkty niezbędne w krótkim okresie
czasu, np. 3-4 miesięcy. Wchodziłyby tu w grę surowce pierwotne
i praca na ich wyprodukowanie. Sądzę, ze jest to konieczne, aby
uniknąć deprecjacji pieniądza w stosunku do jednostki
standardowej, co mogłoby prawdopodobnie nastąpić wskutek
monetyzacji dóbr trwałych, których się faktycznie aktualnie nie
oferuje do sprzedaży rynkowej, w najbliższym czasie. W miarę
organizowania gniazdowego systemu współodpowiedzialności i
ustanawiania nowych standardów, można by złagodzić te
ograniczenia albo je zupełnie zlikwidować.
Wreszcie, jestem zwolennikiem
periodycznego i częstego rozliczania kont rachunków bieżących na
rzecz kont kapitałowych czy akcyjnych. Zarówno w przypadku kont
bieżących jak i kapitałowych, dodatnie saldo oznacza roszczenia
do otrzymania dóbr; lecz w pierwszym przypadku chodzi o określoną
ilość już obecnego bogactwa [na rynku. Przyp. tłum.],
zaś w drugim - jest to współudział w roszczeniu do bogactw
przyszłych.
Część
III
Rozdzielne funkcje pieniądza
i obiektywna, globalna standardowa jednostka rozliczeniowa
Pieniądz – funkcjonalny chaos
Mówi się, że pieniądz ma
różne funkcje, a mianowicie: (1) jako powszechnie akceptowany instrument
wymiany; (2) jako „akumulator wartości”; (3) jako „standard
odłożonych płatności” i, co najbardziej podstawowe, jako
(4) „jednostka rozliczeniowa” lub „miernik wartości” (Dunkman, Wm. E.: „Money,
Credit and Banking“ – „Pieniądz, kredyt i bankowość“, Random
House, New York, 1970). Używając słowa „pieniądz”
sądzimy, iż wiemy o czym mówimy, lecz faktycznie tak nie jest.
Wszystkie ortodoksyjne definicje pieniądze opisują jego domniemane
funkcje, a nie jego istotę. Następnie, całe to zagadnienie
zdegenerowało się do wielkiego zamętu dlatego, że termin
„pieniądz” stosuje się powszechnie do zróżnicowanego zestawu
instrumentów finansowych, tworzonych w rozmaity sposób. Ciekawy to fakt,
że problemy wynikające z tych wzajemnie sprzecznych funkcji,
choć nie były całkiem nierozpoznane, uległy tak
dokładnemu zamaskowaniu.
Sądzę, że kluczem do
wyjścia z tego zamętu, do skutecznego i sprawiedliwego systemu wymiany, wolnego od politycznych
manipulacji, jest spełnienie następujących warunków:
1.
Rozdzielenie
różnych funkcji, których oczekujemy od pieniądza;
2.
Ustanowienie
międzynarodowej obiektywnej, standardowej jednostki rozliczeniowej;
3.
Uznanie
prawdziwej natury idealnego instrumentu wymiany – jako czystej informacji.
Rola jednostki rozliczeniowej
Funkcja jednostki rozliczeniowej, czy
„miernika wartości” nie była historycznie dobrze wypełniana
przez żaden rodzaj pieniądza. Używany obecnie powszechnie
pieniądz fiducjarny [fiat-money. Przyp. tłum.] szczególnie nie nadaje
się jako miernik wartości, bo nie jest zdefiniowany i podlega grubym
manipulacjom rządowym i ze strony banków centralnych. Nie wydaje się,
aby obecne było szerokie
zrozumienie, że można by to lepiej rozwiązać. Choć
pieniądz nadaje się właściwie do rozliczania rachunków, nie
musi i nie powinien służyć do określania wartości
podlegających wymianie.
Pomieszanie jednostki wartości z
jednostką pieniądza
Najbardziej fatalne skutki wynikają z
pomylenia środka wymiennego z miernikiem wartości czy jednostką
rozliczeniową. A tak właśnie się dzieje wskutek
państwowej legalizacji prawnego środka płatniczego, mającej
na celu przymus przyjmowania pieniądza emitowanego przez bank centralny. W
dostępnych mi źródłach najbardziej jasno przedstawił to dr
Walter Zander w 1935 roku:
„W każdym systemie monetarnym
danego kraju sprawą zasadniczą jest to, aby miernik wartości
został ustalony w sposób jasny i jednoznaczny. Zatem, gdzie jest
pieniądz oparty na złocie, na srebrze czy pieniądz indeksowany,
wartość powinna być mierzona odpowiednio w złocie, srebrze
lub wedle indeksu. Ta podstawa mierzenia wartości ekonomicznych, a zatem i
podstawa każdego systemu monetarnego ulega zniszczeniu, gdy np. w przypadku
pieniądza opartego na złocie czy srebrze, prawnym środkiem
płatniczym czyni się banknoty banku emisyjnego, ponieważ to
zmusza każdego do ich przyjmowania jako zapłaty, niezależnie od
ich prawdziwej wartości. Przymus przyjmowania uniemożliwia nawet
porównywanie w danym kraju wartości: w istocie zostaje w ten sposób
ustanowiona legalna fikcja, na zasadzie której banknot i jednostka
wartości są identyczne [podkreślenie Th. Greco]. Z tego
powodu nazwy jednostek wartości, np. określenie dolar, marka, funt
stają się niejednoznaczne przez to, że obecnie oznaczają
one już to ustaloną wagę złota, już to banknot banku
emisyjnego. Zgodnie z tym, miernik wartości, od którego
jednoznaczności wszystko zależy, ma dwie definicje. To
uniemożliwia rzeczywiste pomiary i przez to cały system monetarny
ulega zafałszowaniu.” (Zander, dr Walter: „A Way out of the
Monetary Chaos” Drogi wyjścia z monetarnego chaosu. The Annals of
Collective Economy, Genewa, 1936?)
Podstawową motywacją każdej
legislacji ustanawiającej prawny środek płatniczy jest
oczywiście dążenie rządu i jego bankowych wspólników do
uniknięcia konsekwencji ich nieodpowiedzialnych manipulacji finansowych.
Konsekwencje te nieodmiennie pociągają za sobą obniżenie
rynkowej siły nabywczej pieniądza. Gdy narzuca się prawny
środek płatniczy, aby zapobiec dewaluacji obiegowego pieniądza w
stosunku do obiektywnego standardu i w ogólności w odniesieniu do dóbr i
usług, wówczas ceny, wyrażane w jednostkach prawnego środka
płatniczego, muszą rosnąć. Nazywa się to
„inflacją”. Bez przymusowej akceptacji waluty inflacja nie mogłaby
się zdarzyć. Jak powiedział Zander: „To pomieszanie jest
możliwe tylko, gdy zostaje ustanowiona legalna równoważność
między banknotami banku emisyjnego a standardem wartości.”
„Wartość monetarna” a „inflacja
złota”
Mówiąc o standardzie opartym na
jednym towarze, np. złocie, ważne jest, aby rozróżnić
między jego „wartością towarową” a „wartością
monetarną”. Toczy się długotrwała debata czy może
mieć miejsce „inflacja złota”. Sprawę tę komplikuje fakt,
że na popyt na złoto oddziałuje „mistyka złota” i monetarny
użytek, który się zeń czyni, szczególnie, gdy inne rodzaje
pieniądza nie zdają egzaminu. Innym czynnikiem jest fakt, że
podaż złota wciąż się zwiększa, ponieważ
„konsumuje się” bardzo niewiele złota, a to, które zużyto do
celów nie monetarnych jest w znacznym stopniu odzyskiwane.
Osobiście doszedłem do
następującego poglądu:
Generalnie godzę się z Zanderem.
Jednakże dopuszczałbym możliwość zaistnienia „inflacji
złota”, ale tylko wówczas, gdyby złoto było jedyną
substancją krążącego pieniądza. To znaczy, gdyby
złoto było standardem „wartości”, może się
zdarzyć wzrost ogólnego poziomu cen, w odpowiedzi na przesunięcie
pomiędzy podażą i popytem na złoto; jednakże tylko w
przypadku, gdyby na złocie opierał się cały zasób
pieniądza.
W sytuacji, gdy wskutek umowy czy
zarządzenia, złota używa się jako „rezerwy monetarnej”, w
systemie monetarnym z ułamkową rezerwą, jego cena, wyrażana
w innych dobrach i usługach, jest wyższa niż w przypadku, gdyby
w handlu traktowano złoto tylko tak jak inny zwykły towar. Dzieje
się tak dzięki możliwości narzucania podatków przez
rząd, konfiskowania i redystrybuowania bogactwa. W tych warunkach
producenci będą dostarczali więcej złota niż w przeciwnym
przypadku. Gdyby technologia umożliwiła nagle zredukowanie kosztu
produkcji (powodując zwiększenie podaży) producenci mieliby
skłonność dostarczenia większej ilości złota po
urzędowej cenie. Rząd czy bank centralny mogłyby po prostu
zwiększyć swoje rezerwy i utrzymać ceny złota bez zmian.
Wówczas zwyżka ogólnego poziomu cen nie pojawiłaby się w sposób
automatyczny. Z drugiej strony, gdyby władze monetarne dopuściły
do ekspansji pieniądza papierowego czy kredytu, opartych na nowych
rezerwach, wynikłaby inflacja. Jednakże władze monetarne nie
muszą tego uczynić. W okresie, gdy pieniądz mógł być
wymieniany na złoto na żądanie i inflacja była stosunkowo
niewielka, wymienialność na złoto ograniczała
możliwości obniżania wartości pieniądza przez
władze monetarne. Taka deprecjacja spowodowałaby wzmożenie
żądań wymiany i utratę rezerw. Rząd miałby
wówczas do wyboru albo wstrzymanie deprecjacji, albo uznanie jej poprzez
oficjalną dewaluację, tj. podniesienie oficjalnej ceny złota. Z
chwilą zniesienia wymienialności pieniądza za złoto znika
faktycznie wszelkie ograniczenie w oficjalnej dewaluacji, poza
całkowitą utratą zaufania do samego systemu monetarnego.
Pierwszy krok ku wolności monetarnej
Zważywszy na współczesne realia,
tj. koncentrację władzy w rękach państwa i hierarchii
finansowych oraz powszechny brak zrozumienia spraw pieniężnych i
bankowych, daremne byłoby staranie o uchylenie przepisów, takich jak
ustanowienie prawnego środka płatniczego, które przyjęto niemal
powszechnie w krajach zachodnich. Zrozumienie tego stanu rzeczy prowadzi nas do
zalecenia następującego postępowania:
1. Jakaś
prywatna grupa winna określić i opublikować obiektywny standard
cenowy i jednostkę rozliczeniową.
2.
Jednostce tej należałoby nadać
nową nazwę, która powinna ją zawsze odróżniać od
wszystkich innych istniejących czy przyszłych walut.(Nazwa winna być prawnie
zastrzeżona. Przyp. tłum.)
Jednostki tej należałoby
używać tylko dla rozliczania wartości i ustalania
zobowiązań kontraktowych. Regulowanie należności można
by przeprowadzać przy użyciu dowolnej uzgodnionej waluty czy procedury.
Wdrożenie tego postępowania pozwoliłoby dokładnie
wyliczać wartości i dokonywać transakcji bardziej sprawiedliwie
i z mniejszym ryzykiem.
Kryteria wyboru standardu cenowego
Zamęt i niesprawiedliwość
wynikające z używania niestabilnej oficjalnej jednostki
pieniężnej, jako jednostki rozliczeniowej, głośno
domagają się innych rozwiązań. Prawie każdy inny
miernik wartości byłby lepszy niż to, co mamy obecnie.
Jedną z największych przeszkód
pokojowych stosunków między ludźmi jest brak niezmiennej jednostki
rozliczeniowej. Przedstawiono wiele propozycji, lecz pozostaje nadal nie
rozwiązanym zagadnieniem, co byłoby najwłaściwszym
standardem, który mógłby się stać podstawą dla jednostki
rozliczeniowej.
Sądzę, że trzeba koniecznie
ustalić kryteria, którymi należałoby się kierować przy
tego rodzaju wyborze. Proponuję następujące:
1.
Cena
standardu, wyrażona w kategoriach całości dóbr i usług na
rynku, winna być wysoce stabilna w czasie.
2.
Standard
winien być stosunkowo wolny od manipulacji czy wpływu ze strony
jednostek czy grup.
3.
Definicja
standardu winna być jak najprostsza.
4.
Obliczenie
wszystkich produktów i środków wymiany w jednostkach standardowych winno
być łatwe.
Podano wiele propozycji ustalenia
standardu cenowego. A oto najbardziej godne uwagi:
o
jednostka
którejś z istniejących walut (np. dolar, marka, jen, funt)
o
złota
(określona jego ilość)
o
jakiś
inny towar (określona jego waga)
o
„koszyk
rynkowych dóbr” (jednostka złożona)
o
jednostka
energii
o
jednostka
pracy.
Pojedynczy towar a standard
złożony
Często pojawia się pytanie:
„Dlaczego standard złożony byłby lepszy, niż jakiś
pojedynczy towar?” Odpowiedź jest taka, że pojedynczy towar może
mieć zbyt zmienną cenę, zbyt łatwą do manipulowania
przez rząd czy duże korporacje i zbyt podlegający wpływowi
zmiennych warunków. Te same zastrzeżenia dotyczą jednostki energii. Z
drugiej strony standardem złożonym byłoby trudno, jeśli nie
niemożliwe, manipulować w znacznym stopniu i miałby on
tendencję do uśredniania wpływu ewentualnych przejściowych
okoliczności na cenę poszczególnych towarów.
Historycznie biorąc,
rozwiązaniem może najbliższym godziwej i operatywnej jednostce
rozliczeniowej było przyjęcie ustalonej wagi złota jako jednostki
monetarnej. Lecz ponieważ złoto było też używane jako
środek wymiany, jego wartość rynkowa, wyrażona w
kategoriach innych towarów i usług, ulegała zniekształceniu i
miała tendencję do wahań. Po stronie popytowej
zniekształcenie polegało na używaniu złota, jako
pieniądza, zaś po stronie podażowej zniekształcało
jego gromadzenie zarówno przez rządy, jak i przez jednostki, szczególnie w
okresach finansowych niedostatków. Zatem główne wady stosowania
złota, jako standardu cenowego to (1) nie można oczekiwać, aby
jego cena względna wobec wszystkich innych dóbr i usług rynkowych
była dostatecznie stabilna w czasie; (2) skoro wartość
obiektywną można ustalić jedynie poprzez ceny wynikające z
handlu na wolnym rynku i skoro handel złotem jest poddawany ogromnym
manipulacjom ze strony rządów, masowych producentów, banków i bogatych
korporacji, „obiektywna” wartość związana z ustaloną
ilością złota, nie może być mierzona w sposób
wiarygodny.
Zdaje się więc, że znacznie
lepszym standardem cenowym byłaby ustalona ilość wyboru
określonych podstawowych towarów, będących ważnym
składnikiem światowego handlu i mających zasadnicze znaczenie
dla zaspokajania ludzkich potrzeb; nazywamy to „jednostką złożoną”.
Idea ta nie jest całkiem nowa, lecz dotąd nie była, zdaje
się, rozważana oddzielnie od kwestii wymiennej waluty. W latach
siedemdziesiątych, Ralph Borsodi ze swymi współpracownikami
wyemitował doświadczalny pieniądz zwany „constant”. Plan
polegał na wprowadzeniu ostatecznej wymienialności „constant” na
„koszyk dóbr” podstawowych towarów rynkowych. Chociaż eksperyment
przerwano przed osiągnięciem tego celu, „constanty”, pokryte
bankowymi depozytami, ponad rok pomyślnie krążyły w
różnych okolicach Nowej Anglii. (Region w południowo-wschodniej
części USA, obejmujący obecne stany Connecticut, Rhode Island,
Massachusetts, Vermont, New Hampshire i Maine. Łącznie około 12
milionów mieszkańców. Przyp. tłum.)
Borsodi powziął
słuszną myśl, używając wyboru towarów, lecz jego
głównym celem było stworzenie pieniądza obiegowego odpornego na
inflację. Było to dobre i właściwe, lecz niepotrzebnie
komplikowało sprawę i jej realizację, ponad potrzebę.
Borsodi całkiem nie zauważył, że można
rozróżnić między „standardem wartości”, a „podstawą
emisji”. Widać to jasno, gdy się czyta jego ostatnią
książkę Inflation and the coming Keynesian Catastrophe: The
story of the Exeter Experiment with Constants [Inflacja i nadchodząca
katastrofa keynesowska: historia eksperymentu z Constantami w Exeter. Przyp.
tłum.] E. F. Schumacher Society, RD 3 Box 76, Great Barrington, MA 01230,
1089. Nie chcemy tu w
żadnym razie pomniejszać wagi pracy Borsodiego. Koncepcja i
podejście opracowane przez Borsodiego w związku z
doświadczeniami z pieniądzem Constant, stanowi według mnie
wielki postęp w rozwoju teorii i praktyki monetarnej.
Ustalenie obiektywnego standardu jednostki
rozliczeniowej oraz stworzenie waluty wolnej od inflacji widzę jako dwa
oddzielne problemy. Pierwsze z tych zadań polega przede wszystkim na
definicji i uzgodnieniu opartym na statystycznej analizie, natomiast rozwiązanie drugiego problemu
zależy od właściwej, godziwej i sprawnej praktyki bankowej, nie
skażonej przez polityczne wpływy czy monopolistyczną
kontrolę.
Pieniądz powinien być po prostu
tylko medium wymiennym. Jego istotą, przynajmniej idealnie, jest
informacja, jak to wyjaśnił E. C. Riegel w książce
Flight from inflation: The monetary alternative [Jak uchronić się
przed inflacją: alternatywa monetarna, Przyp. tłum.] zaś Michael
Linton wykazał praktycznie w swym systemie LETS [Local Employment and
Trade System – Lokalny System Zatrudnienia i Handlu. Przyp. tłum.].
Pieniądz jako taki jest sam w sobie i sam przez się pozbawiony
wartości. Jednostka rozliczeniowa nie powinna podlegać większym
czasowym fluktuacjom, w odniesieniu do ogółu cen. Standard cenowy jest
analogiczny do punktu odniesienia w przestrzeni. W przestrzeni wszystko jest we
wzajemnym ruchu. Nic nie jest stacjonarne. Lokalizację można
stwierdzić tylko w odniesieniu do innych przedmiotów. Wybór jakiegoś
szczególnego ciała czy punktu odniesienia, który uważamy za ustalony,
jest sprawą całkiem dowolną. Najważniejsze jest się
uzgodnienie, chociaż niektóre punkty odniesienia mogą mieć
jakieś zdecydowane zalety wobec innych.
Proponowano, aby standard cenowy
został zdefiniowany jako wartość (cena) koszyka dóbr rynkowych,
zanotowana pod pewną datą. Lecz ustalenie daty odrywa nas od naszego
wyboru towarów i pozwala nam dowiedzieć się, jaka jest to
wartość jedynie przy pomocy jakiejś innej jednostki czy towarów.
Każdy punkt odniesienia musi być fizycznie identyfikowalny, w
każdej chwili, bo w przeciwnym przypadku nie możemy go
zlokalizować. Na przykład nie możemy powiedzieć, iż
naszym punktem odniesienia w przestrzeni jest położenie słońca
w ustalonym dniu, ponieważ nie potrafimy go następnie
umiejscowić inaczej jak w odniesieniu do jakiegoś innego ciała;
wówczas to ono stałoby się punktem odniesienia, a nie
słońce. Podobnie, jeśli jako standard chcemy przyjąć
zestaw towarów, nie może on być związany ze szczególnym,
określonym momentem czasu.
Jedną z oczywistych zalet
przyjęcia słońca jako astronomicznego punktu odniesienia jest
fakt, że w swym ruchu unosi ze sobą planety i ruch ten nie
wpływa na ich wzajemne położenia. Podobnie, gdy zmienia się
wartość (cenowa. Przyp. tłum.) podstawowych towarów jako grupy,
wartość wszystkiego innego będzie miała tendencję do
takiej samej zmiany, przy założeniu nieobecności
zniekształcających czynników gospodarczego uprzywilejowania. Dalszych
argumentów dostarcza rozważenie, jakie mogą być powody powszechnej zmiany wartości towarów.
Może to się dokonać tylko w wyniku zmian wartości
podstawowych czynników gospodarczych – energii i pracy, które w pewnym zakresie
są wymienne. Sądzę, że dalsza analiza związków w tej
hierarchii wartości wyjaśni i wzmocni pogląd na
korzyść złożonego towarowego standardu cenowego.
Określenie składu koszyka
Standard złożony nie będzie
miał doskonale niezmiennej wartości w czasie, lecz będzie
znacznie mniej zmienny, niż cokolwiek innego, czego dotąd
używaliśmy. Jego zastosowanie w rozliczeniach i kontraktach
byłoby ogromnym skokiem do przodu w procesach wymiany. A oto moje kryteria
wyboru towarów, które wchodziłyby dla zdefiniowania standardu,
uszeregowane mniej więcej wedle ważności:
1.
towary,
którymi handluje się na wielu stosunkowo wolnych rynkach (swobodna
wymiana)
2.
ważność
w handlu światowym (wolumen, masowość)
3.
ważność
w zaspokajaniu podstawowych ludzkich potrzeb (niezbędność)
4.
stabilność
cen (wyrażona w wartościach realnych) w czasie (stabilność)
5.
jednorodność
czy standaryzacja jakości (jednorodność).
Kryteria te są niewątpliwie tak
czy owak silnie ze sobą skorelowane, a więc podane
uporządkowanie nie musi być całkiem ściśle
przestrzegane. Borsodi wybrał 30 towarów jako bazę dla swych
„Constants”, zaś wedle Boba Swanna, jednego z bliskich
współpracowników Borsodiego, w przeprowadzaniu eksperymentu z
pieniądzem obiegowym Constant, ta trzydziestka okazała się
równie stabilna jak rozpatrywane, inne obszerniejsze koszyki, obejmujące większą
ilość towarów. Trzydzieści rodzajów towarów, których Borsodi
użył dla swego doświadczalnego pieniądza Constant,
mogłoby służyć jako punkt wyjścia;
należałoby rozpatrzeć każdy ze składników według
podanych kryteriów. (zobacz dodatek C)
Niektóre składniki zostaną
być może odrzucone, a inne – dodane. Z chwilą ustalenia
rozsądnie dobrego zestawu do utworzenia standardu cenowego, należy
opublikować jednostkę rozliczeniową, w kategoriach tego
standardu oraz nadać jej niepowtarzalną nazwę [chronioną
prawnie. Przyp. tłum.]. Wszystkie rodzaje obiegowego pieniądza
mogłyby wówczas zostać wycenione w stosunku do tego standardu i jego
jednostki, przy pomocy znanych cen rynkowych dominujących w danym czasie.
Oczekiwane rezultaty
Przypuszczam, że opublikowanie
takiego obiektywnego międzynarodowego standardu cenowego i jednostki
wartości zaowocuje szybko następującymi skutkami:
1.
Handlowcy
wkrótce zauważą korzyści z używania nowej jednostki w
prowadzonych rachunkach i zaczną ją stosować.
2.
Wobec
wzmagającej się niestabilności politycznie ustanowionych walut i
nasilania się chaotyczności międzynarodowych finansów,
uczestnicy handlu, kupcy zaczną zawierać swoje kontrakty w
kategoriach standardowej jednostki rozliczeniowej.
3.
Powstaną
i zaczną się rozwijać nowe, nie-polityczne, swobodne systemy i
obiegowe środki wymiany i zaczną zastępować obecne waluty
narodowe.
Skutki wprowadzenia prawnych środków
płatniczych
Legislacja ustanawiająca prawny
środek płatniczy jest narzędziem zmierzającym do
zadekretowania ceny waluty. Stanowi to jednak wyzwanie wobec prawa naturalnego.
Może się to udać tylko z pozoru, ponieważ oznacza zamazanie
i odrzucenie obiektywnych standardów cenowych. Gdy obecny jest obiektywny
standard cenowy, który można traktować jako kategorię
całkiem odrębną od jednostek wszelkich legalnych walut,
jednostki monetarne, którymi manipuluje rząd i banki, jeśli w ogóle
będą przyjmowane to jedynie z dyskontem od wartości nominalnej.
Nie będzie można dłużej ukrywać rozcieńczania oficjalnych walut.
Prawo o legalnym środku
płatniczym wymaga, aby waluta była przyjmowana jako zapłata.
Stanowi też, że wierzyciel mający wierzytelność x
dolarów musi przyjąć bez zastrzeżeń x dolarów; że nie
może żądać więcej niż x dolarów. Inaczej
mówiąc, pieniądz musi być przyjmowany po cenie nominalnej, bez
względu na to, jak bezwstydnej manipulacji został poddany w czasie
między zaciągnięciem zobowiązania i jego spłatą.
Lecz handlowcy nie muszą używać jako poziomu odniesienia
wciąż manipulowanej jednostki rozliczeniowej, takiej jak „dolar”, lecz
mogą wybrać obiektywną jednostkę, zdefiniowaną w
kategoriach ustalonych ilości fizycznych towarów, którymi nie daje
się manipulować.
Jeśli zatem rozliczenia
będą prowadzone w jakichś obiektywnych jednostkach
rozliczeniowych (nazwijmy je tymczasem „VAL”), raczej niż w dolarach,
wierzyciel mógłby żądać, zgodnie z wymogami prawa,
zapłaty w równej ilości VALi.
Mógłby przyjmować dolary, lecz
ich ilość byłaby określona przez rynkową
wartość (cenę) dolarów przeliczonych na VALe w momencie
płatności, co dałoby się łatwo ustalić na
podstawie bieżących cen towarów w koszyku rynkowych dóbr
[stanowiącym standard jednostki cenowej. Przyp. tłum.]. Handlowcy
mogliby się przez to zabezpieczyć przed rozcieńczaniem i dewaluacją
waluty.
Jak rządy zareagowałyby na
obecność obiektywnej jednostki – trudno przewidzieć. Zapewne
początkowo nie wsparłyby tej inicjatywy, ponieważ
uwidoczniłaby ona zbyt jasno ich nieodpowiedzialność i
miałaby tendencję do ograniczenia ich władzy. Prawdopodobnie
próbowano by wykluczyć ją na drodze prawnej. Dotarła do mnie
informacja, że Urząd Skarbowy stara się o opodatkowanie
każdego dolara wpływu wynikającego z dopełnienia kontraktu
indeksowanego [na inflację. Przyp. tłum.], traktując go jako
zysk kapitałowy. Zgodnie z tym, gdyby kontrakt był spisany tak, aby
zapewniał, że jutro otrzymam tę samą wartość,
którą dostarczyłem dzisiaj, każde związane z tym
zwiększenie ilości dolarów,
wynikłe z deprecjacji dolara w międzyczasie, podlegałoby
opodatkowaniu.
Można mieć jednak nadzieję,
że ostatecznie zwycięży zdrowy rozsądek i używanie
obiektywnej standardowej jednostki uzyska poparcie, jako istotny czynnik
zapobiegający finansowemu chaosowi.
Praca jako standard wartości
Zauważano często i jak
najsłuszniej, że podstawę wszelkiej wartości stanowi ludzka
praca. Uznając, że Ziemia daje utrzymanie naszej materialnej
egzystencji, dostęp do jej hojności możemy uzyskać tylko
dzięki pracy. Nawet w społeczeństwach prymitywnych,
współżyjących ściśle z przyrodą, owoce trzeba
zebrać, a zwierzynę upolować. Uznanie tych faktów
doprowadziło niektórych autorów do propozycji, aby za obiektywny standard
jednostki rozliczeniowej wartości uznać godzinę pracy. Lecz jak
zdefiniować jednostkę pracy? Czy to ma być godzina czasu
spędzonego w pracy, a jeśli tak, to jaki rodzaj pracy i jakiego
pracownika? Niektórzy pracownicy są bardziej biegli od innych i różne
rodzaje pracy nie mają równoważnej wartości. Praca jest zbyt
ogólnikowym pojęciem, aby służyć do pomiaru wartości.
Bilgrim i Levy w swej książce: The Cause of Business Depression
[Przyczyny gospodarczej depresji. Przyp. tłum.] stwierdzają, że
„wartość pracy możemy ocenić tylko dzięki jej owocom”.
Dlatego nigdy nie uważałem za słuszny pomysłu, aby
godzinę pracy przyjąć jako cenowy standard wartości.
Wydaje mi się, że zwolennikom
pracy jako standardu jednostki wartości, przyświeca intencja
poprawiania oczywistych i powszechnych niesprawiedliwości panujących
na rynkach pracy. Podzielam tę motywację, ale problemu tego nie da
się rozwiązać przez zdefiniowanie jednostki rozliczeniowej przy
pomocy standardu pracy. Trzeba zrozumieć, że obecnie arena rynkowa
jest skażona uprzywilejowaniem, przejawiającym się w lichwie i „superrentowności”, co w koncepcji
sprowadza się do tego samego. Lecz ustalenie sprawiedliwych i wolnych
rynków pracy wymaga znacznie więcej, niż zdefiniowanie standardu
pracy. Gdy udaję się na rynek, moje transakcje zakupowe opierają
się na użyteczności dla mnie oferowanych produktów, a nie na
ilości wysiłku użytego do ich wytworzenia. Gdy wyeliminuje
się zniekształcenia tworzone przez rynkowe uprzywilejowania, wówczas
producent może się spodziewać sprawiedliwego wynagrodzenia za
swą pracę.
Wreszcie trzeba pamiętać,
że handel bezosobowy jest tylko jednym z typów gospodarczej wymiany. Ma on
swoje miejsce, lecz nie należy oczekiwać, że będzie jedynym
środkiem uzyskiwania wszystkich wyników, które można
osiągnąć w bardziej właściwy sposób, dzięki
innym, bliższym relacjom międzyosobowym.
Władza emitowania pieniądza
Obecnie emisja pieniądza jest
wciąż jeszcze zmonopolizowana dzięki przywilejowi gwarantowanemu
przez państwo. Ta właśnie okoliczność przesądza
teraz o tym, że handel przy pomocy pieniądza jest grą o sumie
ujemnej i jest to podstawowy czynnik patologiczny, z którym się trzeba
uporać. Towarzyski (tj. dla wszystkich otwarty) system wymiany wywodzi
się z władzy emitowania, zależnej od dozwolonej podstawy emisji
pieniądza, a nie od wyboru standardu cenowego czy jednostki rozliczeniowej. Josiah Warren i
Proudhon starali się zdemokratyzować gospodarkę
„upowszechniając” podstawę emisji; w rezultacie zezwalając
pracownikom na zmonetyzowanie swej własnej pracy. Był to krok we
właściwym kierunku.
Przedsiębiorstwa zarówno jak jednostki uczą się coraz lepiej
współpracować przy tworzeniu mechanizmów wymiany, które nie
polegają na użyciu oficjalnych walut czy kredytu bankowego. Tak zwana
wymiana barterowa, czy bardziej właściwie „handel wzajemny”, staje
się bardzo popularna nawet
wśród niekiedy bardzo dużych
przedsiębiorstw. Odkrywają one, iż zaspokojenie ich
potrzeb handlowych wcale nie musi być ograniczane prze niedostatek
oficjalnej waluty, czy skłonność banków do pożyczania, oraz
że mogą same dostarczyć własnego medium wymiennego w formie
kredytu, który inni godzą się uznawać.
Ta sama ogólna zasada została
użyta w Local Employment and Trading System [Lokalny system zatrudnienia i
handlu] Michaela Lintona oraz w inicjatywie Community Cooperation Coordinator
[Gminny Koordynator Współpracy] Conrada Hopmana. System LETS Lintona,
który działa obecnie w paru miejscowościach, jest przewidziany
ściśle dla celów lokalnych i ogranicza się do uzupełniania
oficjalnego systemu pieniężnego. Plan Hopmana jest zakrojony na
znacznie większą skalę i obejmuje szeroki zakres kontraktów, z
użyciem quasi-legalnego systemu.
Mark Kinney, uznając
konieczność restrukturyzacji także stosunków społecznych,
zaproponował reorganizację społeczno-ekonomiczną z
rozszerzeniem na skalę globalną. Wyróżniającą właściwością
wizji Kinneya jest jego nacisk na to, co ja nazywam „współ-odpowiedzialnością”.
System Kinneya, pod nazwą GEN$ystem (skrót od „Global Economic Net-dollar
System” – Globalny System Ekonomiczny Netto-dolarowy) jest podobny do koncepcji
LETS, lecz członkowie uczestniczą w nim nie jako jednostki, lecz jako
partnerzy grup, w których grupa jest odpowiedzialna za wszystkich swoich
członków. System GEN$ stosuje strukturę
„gniazdowo-hierarchiczną”. Każdy jest członkiem grupy „bliskich”
[affinity group], które z kolei stanowią „Grupę Podstawową”;
parę Grup Podstawowych tworzy „Wspólnotę”, parę Wspólnot
łączy się w „Sąsiedztwo”, te z kolei tworzą sieć
„Samodzielnych Związków”(Self-Reliance Leagues), które
łączą się w „Obszary”, itd., ewentualnie aż do poziomu
globalnego.
Idea współodpowiedzialności
może być dla niektórych trudna do przyjęcia, szczególnie dla
Amerykanów, którzy mają skłonności do indywidualizmu i
niezależności, lecz uczestnictwo traktuje się całkiem
dobrowolnie i idea ta będzie pociągająca dla coraz większej
ilości ludzi, zmarginalizowanych i wyobcowanych w społeczeństwie
masowym. Jak wyraża to Kinney, uzasadnieniem tworzenia sieci nie jest
„tylko chęć upewnienia się, że wszyscy są rzetelni, co
ma swoją ważność, lecz zapewnienie, poprzez ten
właśnie proces, aby każdy mógł „osiągnąć
sukces”. Jeśli cała sieć na danym poziomie (Grupa podstawowa, Samodzielny Związek czy Obszar,
itd.) wpadnie w spiralę biedy, z powodu swego ogólnego bilansu
płatności, dowie się o tym wyższy poziom który będzie zdolny ten trend odwrócić. (Mark
Kinsey: A flow chart for liberation: A hypothesis of history and a
liberative strategy for the 1990-s [Algorytm wyzwolenia: hipoteza historii
i strategia wyzwoleńcza dla lat 1990-ych], New Civilisation, 16255 Ventura
Blvd, #605, Elucino, CA 91436). Inaczej mówiąc, inna grupa w ramach sieci, widząc
że jedna z grup uczestniczących ma trudności z dostarczeniem
tyle wartości (rynkowej. Przyp. tłum.), ile otrzymuje, wesprze
ją informacją niezbędną, aby zapewnić jej przetrwanie.
Pomieszanie pieniądza z
kapitałem
Zauważona też została
niewłaściwość używania pieniądza, jako „magazynu
wartości”.
Dr Dunkman stwierdził:
„Na tyle, na ile
pieniądz jest używany jako
kapitał czy akumulator wartości, na tyle nie używa się go
jako środka wymiany. Zatem jeden i ten sam instrument finansowy jest
używany do dwóch diametralnie przeciwstawnych funkcji, w takim sensie,
że jeśli celem pieniądza jest jego wydawanie, służy
jako medium wymiany; jeśli celem pieniądza jest trzymanie go jako
kapitału – nie zostaje wydany. Ta dwoistość, jak zobaczymy,
komplikuje teorię pieniądza bardziej, niż w przypadku, gdyby
miał on tylko jedną funkcję… Włączenie funkcji
akumulatora wartości wprowadza do definicji pieniądza zamieszanie.” (op. cit. s.
15)
Zamiast mówić o „pieniądzu”, tj.
przedmiocie, którego widzenie uległo zupełnemu zmętnieniu,
rozważmy dwie funkcje (1) ułatwianie wymiany i (2) przechowywanie
wartości; zastanówmy się, jak każdą z nich można by
osiągnąć w sposób niezależny. W części II
zajmowaliśmy się szczegółowo scharakteryzowaniem, jakie
właściwości powinien posiadać idealny środek wymienny.
Tutaj trzeba opisać proces rozliczania sald i dostosowania roszczeń
własnościowych. Idealny system wymiany można by
określić, jako „system wymienny kredytu wzajemnego wytwórców”, w
którym każdy producent jest upoważniony do przekroczenia konta w
jakimś zakresie, wyznaczonym w oparciu o jego przeszłe lub
spodziewane transakcje sprzedaży. Ogół sald debetowych czy
kredytowych w systemie byłby analogiczny do podaży pieniądza,
lecz w proponowanym systemie dostosowania działoby się samoczynnie,
ponieważ „pieniądz” byłby tworzony w miarę potrzeby przez
samych uczestników handlu.
Oddzielenie oszczędności od
wymiany – przechowywanie wartości
Jednym z problemów, który może
się pojawić w systemie wymiany, jest zastój w wyniku nieczynnych sald
zarówno kredytowych jak i debetowych. Trzymanie takich nieczynnych sald
sprowadza się do nie honorowania swoich zobowiązań na
bieżąco. Ci, którzy utrzymują nieczynne salda kredytowe w
istocie nie żądają od rynku należnych im wartości.
Może to stanowić utrudnienie, ponieważ głównym zadaniem
systemu jest ułatwianie handlu. Podstawowym problemem do rozwiązania
dla ułatwienia handlu jest „ograniczenie barterowe”, to jest fakt, że
kupujący może nie posiadać niczego, co byłoby
pożądane przez sprzedającego. Utworzenie pośredniego
„medium wymiennego” stwarza „przestrzeń”, w której sprzedający
może mimo to zaspokoić potrzebę kupującego, a
następnie przystąpić do poszukiwania dostawcy dla zaspokojenia z
kolei własnych potrzeb. Ta „przestrzeń” ma tylko częściowo
charakter czasowy; przede wszystkim jest ona interpersonalna, polega na
dostosowaniu specyficznych potrzeb czy pragnień do odpowiednich ofert na
rynku; dopuszcza pewną luźność, dzięki której
może dojść do spotkania się ludzi w taki sposób, aby
każdy mógł zaspokoić swoje potrzeby.
Salda kredytowe tworzą na rynku
presję popytową, ponieważ wierzyciele nie zostali jeszcze
zaspokojeni; natomiast salda debetowe wywierają na rynku presję
podażową, ponieważ dłużnicy są zobowiązani
do dostarczenia na rynek pewnej wartości. Nieczynne kredyty
oznaczają, że wartości dostarczane na rynek nie są
pobierane, zgodnie z oczekiwaniem. Jako możliwe następstwa tego
może się zdarzyć, iż dostawcy, widząc słaby
popyt, obniżą ceny oraz zredukują produkcję. Z drugiej
strony, nieczynne salda debetowe oznaczają, że wartości nie
dopływają na rynek w takiej mierze, jak było spodziewane. Gdy
podaż jest zbyt mała w stosunku do kredytów, szukających
zaspokojenia, pojawi się ze strony aktywnych dostawców tendencja
podniesienia cen i zwiększenia produkcji, aby zaspokoić widoczny
wzrost popytu.
W centralnie zarządzanym systemie
monetarnym, w którym podaż pieniądza jest sztucznie ograniczana,
występują obie wyżej opisane sytuacje, zazwyczaj w sposób
cykliczny i z katastrofalnymi konsekwencjami, przynajmniej dla części
ludności. W systemie swobodnej wymiany, opartym na „wzajemnym kredycie”, w
którym kredyty (i debety) powstają samoczynnie w toku handlowania, sprawa
ta byłaby przypuszczalnie mniej dotkliwa, co nie oznacza, że
można ją zaniedbać. Projektując taki system trzeba
poczynić kroki, aby zapobiec powstaniu takiego problemu. Co
należałoby w tym kierunku uczynić?
Zanim odpowiemy na to pytanie,
rozważmy drugą podstawową funkcję finansową –
przechowywanie wartości. Określenie „przechowywanie wartości”
jest terminem metaforycznym; skoro wartość jest koncepcją
abstrakcyjną, a nie wielkością fizyczną, nie może
być oczywiście przechowywana. Można przechowywać
kapustę, zboże, materiały budowlane, metale. Lecz każdy z
takich produktów podlega z czasem niszczeniu. Magazynowanie ma
rozwiązywać problem niejednoczesności podaży i popytu. Idea
przechowywania opiera się na chęci dostosowania aktualnej podaży
do przyszłych potrzeb. Gromadzimy zasoby z naszego ogrodu zabrane w lecie
na zimę, gdy ogród nie będzie plonował. Podobnie w czasie
naszych lat produkcyjnych oszczędzamy, aby zapewnić sobie środki
utrzymania w okresie emerytalnym. Jednak plony naszego ogrodu gromadzimy
indywidualnie, zaś oszczędności na emeryturę dokonujemy
społecznie.
Ostatecznie, w każdym momencie,
możliwość zaspokajania potrzeb i pragnień nie-producentów
zależy od aktualnych producentów [W sensie rentownych dóbr rynkowych.
Przyp. tłum.]. Mechanizmy zaspokajania nie-producentów są
zróżnicowane często złożone i opierają się na
takich wyznacznikach, jak wartości, etyka, normy społeczne,
ustanowienia prawne i uzgodnienia finansowe. Na przykład w okresie
emerytalnym jesteśmy uzależnieni głównie od dwóch podstawowych
urządzeń (1) przymusowej redystrybucji bogactwa przez rządy w
postaci takich programów jak ubezpieczenie i opieka społeczna; (2) od umów
kontraktowych w formie nazywanej zazwyczaj „inwestycjami” (włącznie z
emeryturami), na które składają się tego rodzaju instrumenty finansowe jak akcje, obligacje,
jednostki funduszów wzajemnych, depozyty bankowe, itp.
W obu przypadkach to, co posiadamy,
można by nazwać roszczeniami wobec bieżącej i
przyszłej produkcji. Pozostaje oczywiście wciąż otwarte
pytanie, które z tych uprawnień są , czy nie są, uzasadnione.
Przedmiotem troski jest też zawsze sprawa, które z tych roszczeń
będą, czy nie będą, honorowane. Były propozycje,
że aby uczynić kredyty wymienne czystym medium wymiennym można
by nałożyć opłatę na salda debetowe lub kredytowe,
albo na oba jednocześnie. Opłaty od sald debetowych byłyby czymś
w rodzaju oprocentowania, natomiast opłaty od sald kredytowych nazywano
„postojowymi”. Ze względu na nasze uwarunkowanie i dominujące
praktyki w konwencjonalnym systemie pieniężnym i finansowym,
przeważa tendencja na korzyść nakładania opłat czy
kosztów na salda debetowe raczej niż na salda kredytowe, jako że
debet uznawano za pożyczkę od wspólnoty dla dłużnika, a
opłatę traktowano jako oprocentowanie. Biorąc pod uwagę to,
co powiedziano wyżej, uważam, że sprawa ta nie jest tak
jednoznaczna. Trzeba tu też zastosować różne podejścia
zależnie od tego, czy mówimy o roszczeniach krótkoterminowych, które
mają ułatwić wymianę, czy długoterminowych,
będących „przechowalniami wartości”.
Niektórzy argumentowali, że dla żywotności systemu wymiennego ważniejszą
rzeczą jest nałożenie okresowej opłaty na salda kredytowe,
dodatnie (por. np. Silvio Gesell: The Natural Economic Order Naturalny
porządek ekonomiczny”). To swego rodzaju „postojowe” zachęcałoby
do wydatkowania sald kredytowych i zapewniałoby wartki przepływ „pieniądza” poprzez
system. Rzeczywiście w paru doświadczeniach z emisją bonów
pieniężnych, obciążonych okresową opłatą w
znaczkach skarbowych (tzw. stamp
scrip) zastosowano tego rodzaju „postojowe”. Jeśli kredyty traktuje
się jak pieniądz, takie postępowanie wydaje się
uzasadnione. Podobnie, skoro debety traktuje się jako dług,
obciążenie ich „oprocentowaniem” także wydaje się sensowne,
ale jeżeli uda nam się rozdzielić w swym myśleniu obie te
funkcje, tj. z jednej strony ułatwianie wymiany, a z drugiej –
przechowywanie wartości, wówczas sądzę, że staje się
jasne, iż w systemie czystej wymiany żadne z takich
rozwiązań nie będzie potrzebne ani skuteczne.
Nałożenie opłat albo na salda debetowe albo kredytowe, lub na oba, w celu zachęcenia do ich używania jako medium
wymiennego, jest przeciwne zasadzie „wzajemności”, tj. równej
wartości za równą wartość. Skoro każdy odnosi
korzyść z ułatwień jakie daje system, sprzedający i
kupujący winni ponosić jednakowe obciążenia kosztami jego
działania i koszty te powinny być utrzymywane na minimalnym poziomie.
Aby zapobiec używaniu do
przechowywania wartości bilansów kredytowych, uzyskanych z wymiany lub
używaniu bilansów debetowych do finansowania długoterminowego, na oba
te rodzaje sald można by nałożyć ograniczenia czasowe. Ze
swej strony proponowałbym rozwiązanie polegające na ograniczeniu
zarówno wysokości debetów jak i kredytów, które można byłoby
przenosić od jednego okresu czasu do następnego. Chciałbym zaproponować,
aby okresowo „opróżniać” salda wymienne, na rzecz rachunku
kapitałowego. Każdy, kto w bieżącym okresie rozrachunkowym
kupił więcej, niż sprzedał, musi znaleźć
kogoś, kto zechce wyasygnować swój kredyt uzyskany w danym okresie.
Funkcję tę spełnia rynek kapitałowy.
Podobnie każdy, kto chciałby
„zaoszczędzić” swoje kredyty, musiałby znaleźć
jakieś odpowiednie medium inwestycyjne dla zmagazynowania swej
wartości. Inaczej mówiąc, równolegle do systemu wymiennego, powinien
istnieć rynek kapitałowy, na którym mogliby się spotykać
oszczędzający z przedsiębiorcami, na którym nadwyżkowe
salda jednych będą mogły być przydzielane innym (na ich
konta kapitałowe), dla tworzenia kapitału inwestycyjnego lub na
sfinansowanie trwałych dóbr konsumpcyjnych.
Uczestnicy wymiany handlowej, którzy
posiadają salda kredytowe, to znaczy, że dostarczyli więcej
wartości niż otrzymali, mają ogólne roszczenie wobec bogactwa
posiadanego przez tych, których saldo jest ujemne. Podobnie ci, których saldo
jest debetowe, mają zobowiązanie, aby dostarczyć
odpowiednią wartość społeczności.
Zamiast dopuścić, aby te
roszczenia czy zobowiązania były utrzymywane w nieograniczonym
czasie, powinny one być często „opróżniane” (redukowane do
zera). Takie postępowanie czyniłoby owe salda czystym urządzeniem
rozrachunkowym i osłabiałoby działanie funkcji gromadzenia
wartości [na rynku transakcyjnym. Przyp. tłum.]. Fakt, że
środki wymiany byłyby łatwo dostępne dla wszystkich
producentów i że można by je tworzyć w miarę
zapotrzebowania w trakcie transakcji handlowych, czyniłby je bezwartościowymi jako takie.
Wartość ich umniejszałaby
się także tym bardziej, im częściej
następują likwidacje sald
[przesunięcia sald transakcyjnych na rachunki kapitałowe. Przyp.
tłum.].
Następne pytanie, na które trzeba
odpowiedzieć, dotyczy natury owych „rachunków kapitałowych”.
Jeśli salda transakcyjne reprezentują roszczenia w obrębie
„rachunków bieżących” i służą ściśle
ułatwianiu wymiany, to ich odpowiednie wzrosty czy obniżenia trzeba
przełożyć na zmiany we własności rzeczywistych
dóbr. Zatem każdy uczestnik wymiany handlowej, posiadający rachunek
bieżący, będzie miał też rachunek kapitałowy,
reprezentujący jego udział we własności jakiegoś
majątku trwałego czy w
długoterminowych uprawnieniach wobec przyszłej produkcji. Aktywa te
mogą mieć postać nieruchomości czy urządzeń
kapitałowych, a uprawnienia – formę akcji, np. zwykłych czy
uprzywilejowanych w przedsiębiorstwach produkcyjnych. Te instrumenty
tworzyłyby magazyn wartości.
Tworzenie kapitału jest tworzeniem
nowych przedsiębiorstw albo poszerzaniem, rozwijaniem istniejących.
Obejmuje wznoszenie budynków, ulepszanie gruntów, produkcję narzędzi
i urządzeń i inne wydatki, które spodziewamy się odzyskać w
długim okresie czasu.
W każdym przypadku, czy chodzi o
rachunek bieżący czy kapitałowy, saldo kredytowe wyraża
pewne „roszczenie”, zaś rodzaj działalności dający
podstawę do powstania takiego roszczenia powinien rozstrzygać czy
stanowi ono „pieniądz obiegowy” [„currency”] czy „kapitał”. W
pierwszym przypadku jest to roszczenie krótkoterminowe w stosunku do rynku i
jego zadaniem jest jedynie ułatwienie wymiany handlowej. Jest to depozyt
„popytowy”, który rynek winien być zdolny zaspokoić w każdym
czasie. W drugim przypadku mamy do czynienia z roszczeniem długoterminowym,
w stosunku do aktywów nie-płynnych, np. gdy dane uprawnienie powstało
w wyniku działalności polegającej na wytwarzaniu
urządzeń, a zwrot kosztu ich wytwarzania poprzez produkcję dóbr
konsumpcyjnych i ich sprzedaż na rynku będzie procesem
długotrwałym.
Jednym z „grzechów” obecnego estblishmentu
bankowego jest zamazanie owego rozróżnienia między depozytami
oszczędnościowymi a depozytami na żądanie. Pierwotnie banki
nie płaciły żadnego oprocentowania za depozyty na
żądanie, ponieważ podlegając klauzuli
umożliwiającej natychmiastowe wycofanie, nie mogły być
zainwestowane w kapitał przynoszący dochody. Dokładnie
mówiąc, depozyty na żądanie przedstawiają dobra (i
usługi) obecne właśnie
na rynku i dostępne dla kupna. Natomiast depozyty
oszczędnościowe reprezentują inwestycje w dobra trwałe i
dobra kapitałowe. Obecnie banki płacą oprocentowanie za depozyty
na żądanie i nadają niektórym depozytom
oszczędnościowym prawie taką samą płynność
jak depozytom na żądanie.
Sposób, który proponuję dla
oddzielenia medium wymiennego od magazynu wartości nie jest niczym nowym i
nie jest ani kłopotliwy ani problematyczny. Jest tak prosty, jak
przeniesienie depozytów z czyjegoś konta czekowego na konto
oszczędnościowe, czy kupowanie udziałów akcyjnych czy jednostek
wzajemnych funduszy inwestycyjnych.
W istocie rozwiązanie kryzysu
finansowego polega w znacznej mierze na przywróceniu zdrowych praktyk
bankowych. Skoro władze monetarne i finansowe nie są - jak się
zdaje - skłonne aby to uczynić, społeczności same będą
musiały odbudować ten system od podstaw, w oparciu o zasady
sprawiedliwości, solidarności i wzajemności oraz dzięki
jasnemu zrozumieniu skutków różnych praktyk finansowych.
Ogólna strategia uwolnienia wymiany i
wzmocnienia współpracy
Podsumowując mój przepis na
rozwiązanie bałaganu monetarnego, proponuję pojęcie
następujących kroków:
o
Zdefiniowanie
i ogłoszenie globalnego standardu cenowego (utworzonego z zestawu
podstawowych towarów) i zdefiniowanie obiektywnej jednostki rozliczeniowej,
opartej na tym standardzie.
o
Bieżące
monitorowanie rynków i cen z wyliczaniem wartości walut w obiektywnych
jednostkach rozliczeniowych
o
Ustanowienie
niezależnych lokalnych systemów wymiennych, wzajemnych systemów handlowych
czy izb rozliczeniowych, dla zapewnienia bezprocentowych mechanizmów
podległych społecznej kontroli
o
Ustanowienie
rynków kapitałowych oddzielnych od systemów wymiennych, lecz także
poddanych społecznej kontroli.
Tworzenie sieci takich lokalnie
kontrolowanych systemów wymiennych i przyjęcie przez nie stosownych
kodeksów, zasad i procedur, mogłoby umożliwić zaistnienie
ogólnoświatowych mechanizmów wymiany i materialnego zabezpieczenia dla
wszystkich.
Dodatek A
Definicja obiektywnego globalnego
standardu jednostki rozliczeniowej przy pomocy zestawu podstawowych towarów
(zestaw koszyka rynkowego)
Określenie standardu
Określenia złożonego
standardu towarowego można dokonać w następujących krokach:
1.
Wybierz
około 30 towarów składowych standardu, opierając się na
następujących kryteriach:
a.
sprzedawanych
na kilku stosunkowo wolnych rynkach (swobodna wymiana)
b.
w
dużych ilościach (masowość)
c.
zaspokajających
podstawowe ludzkie potrzeby (niezbędność)
d.
o
dużej stabilności cen (realnych) w czasie (stabilność)
e.
jednorodność,
standaryzacja jakości (jednorodność)
2.
Wyznacz
„ważność ekonomiczną” (I – importance) każdego towaru
mnożąc jego przeciętną cenę (P – price) w okresie roku
bazowego, na jednym z wybranych rynków (np. w Nowym Jorku), przez
całkowitą produkcję światową (V) tego towaru w roku
bazowym.
I = P * V
3.
Wylicz
ułamkową wagę statystyczną (W – weight) dla każdego z
towarów wybranych do koszyka, dzieląc jego ważność
ekonomiczną przez sumę wszystkich ważności ekonomicznych
towarów w koszyku
W= I / suma I
4.
Ustalając
arbitralnie początkową wartość koszyka na sumę, np. 1
miliona dolarów, ustal początkową wartość (D – dolar)
każdego składnika w koszyku, mnożąc jego udział przez
1 000 000 $.
D = W * 1 000 000 $
5.
Ustal
fizyczną ilość (Q – quantity) każdego składnika w
koszyku, dzieląc jego wartość D przez średnią
cenę P.
Q = D / P
6.
Dostosuj
ilości Q, odrzucając wartości ułamkowe w taki sposób, aby
nie zniekształcać zbytnio ich proporcji w koszyku i utrzymać
jego łączną wartość początkową blisko
wartości 1000 000 $.
7.
Ustal
arbitralnie wartość zawartości koszyka, np. na 500 000
standardowych jednostek rozliczeniowych. Zatem jednostka standardowa
byłaby początkowo równoważna około 2$ lub 1$ byłby
równy 5 jednostek standardowych.
Proces opisany powyżej w krokach od 1
do 6 sprowadza się do wzięcia tego samego ułamka [cenowego.
Przyp. tłum.] całkowitej produkcji światowej danego towaru,
obliczanego jako
1000000 $ dzielone przez całkowitą wartość światowej
produkcji wszystkich wybranych towarów.
Ustalanie wartości walut w
jednostkach standardowych
Przyjmując definicję standardu
jednostki rozliczeniowej jako 1/50000 określonego „koszyka dóbr
rynkowych”, wartość każdej waluty (np. dolara USA) można
łatwo określić w danym momencie obliczając bieżący
koszt zawartości koszyka w dolarach, przy pomocy aktualnie
ogłaszanych cen rynkowych. Podzielenie przez 50000 da dolarowy ekwiwalent
standardowej jednostki obliczeniowej. Odwrotne działanie da
oczywiście wartość dolara w standardowych jednostkach
obliczeniowych.
Dodatek B
Dialog na temat złożonego
standardu jednostki „wartości”
Bilgram i Levy (Bilgram Hugo & Levy
Louis Edward, The Cause of Business Depression [Przyczyna depresji
gospodarczej], J. B. Lippincott, Philadelphia, 1914) zgłaszają szereg
zastrzeżeń odnośnie stosowania jednostki złożonej, a
których, jak sądzę, nie da się obronić. Autorzy ci,
podobnie jak Borodi zdają się nie rozróżniać między
traktowaniem zestawu towarów jako standardu rozliczeniowego a stosowaniem go
jako podstawy do emisji pieniądza.
W ustępie 31 wspominają
mimochodem o takim rodzaju standardu, jaki ja proponuję. Powiadają:
„Niektórzy autorowie… zaproponowali jednostkę
złożoną (321), utworzoną z określonej liczby i
ilości towarów. Ich całkowita wartość miałaby
stanowić standardową sumę, np. stu czy tysiąca dolarów, w
zależności od doboru składników. Można w ten sposób
osiągnąć tylko pewne przybliżenie do idealnej jednostki.”
A cóż w tym złego? Jeśli
utworzenie idealnego standardu nie jest możliwe, to trzeba
znaleźć najbliższy mu z możliwych. Jednakże odpowiedni
standard jednostki wartości winien otrzymać nazwę odmienną,
niż jakakolwiek waluta obecna czy przyszła.
W ustępie 32 autorzy ci zdają
się opowiadać za standardem złota, mówiąc: „Chociaż
przeciw odniesieniu do złota można podnosić pewne
zastrzeżenia, wydaje się, że nic lepszego nie można
znaleźć.” Ja z tym się nie zgadzam. Sądzę, że
jest sprawą bezdyskusyjną, opartą o historyczne dowody, ze
standard złożony byłby znacznie bardziej stabilny, niż cena
ustalonej wagi złota czy jakiegokolwiek innego pojedynczego towaru. Ich
argumenty przeciw złożonemu standardowi towarowemu, wydają mi
się pozorne. Bo rozważmy:
1.
Prawdą
jest, że „większość towarów produkuje się w
różnych klasach jakościowych”, lecz rynki towarowe nie mają z
tym, jak się zdaje, kłopotów. Nie wydaje się, aby cierpiały
na „częste dysputy odnośnie właściwej jakości”. To
zastrzeżenie nie jest istotne.
2.
Ich
następny zarzut jest wyrazem wielu niejasności i nielogiczności.
Nie ma znaczenia to, że „każdy towar będzie miał
zmienną cenę.” Jedne będą wykazywały w stosunku do
innych podwyżkę, inne – obniżkę, lecz wartość ich
kombinacji powinna pozostawać w znacznym stopniu stała w odniesieniu
do wszystkich innych dóbr i usług którymi się handluje na rynku.
Autorzy ci powiadają: „nie istnieje siła ekonomiczna dzięki,
której wartość rynkowa różnych rzeczy może być ogólnie
odnoszona do wyznaczonej jednostki tego rodzaju”. Odpowiadam na to, że
skoro każdy towar wchodzący w skład zestawu [standardowego
koszyka. Przyp. tłum.] jest przedmiotem swobodnego handlu, wówczas
wartość zestawu ustala się w kategoriach wartości
każdego ze składników i każdej waluty. Sam zestaw jako taki, nie
musi być przedmiotem handlu jako „koszyk rynkowy”. To my godzimy się
- definiując nową jednostkę rozliczeniową - aby
mierzyć wartość wszystkich walut, dóbr i usług w stosunku
do jednostki standardu, a nie odwrotnie.
3.
Ostatnią
obiekcję tych autorów jest: „trudność przystosowania
wartości pieniądza do danej wartości jednostki
złożonej.” Zapewne, że byłoby to trudne, ale na
szczęście nie jest wcale potrzebne. Chodzi nam o coś, co
mogłoby służyć jako określona jednostka rozliczeniowa
i zabezpieczanie uczciwości kontraktów, względem której można by
mierzyć wartość wszystkich walut. Stosowanie tego rodzaju
jednostki wykazałoby jasno każde rozcieńczanie waluty, które jak
dotąd wyrażało się jako uogólniony wzrost cen rynkowych. I
zamiast żeby rozcieńczanie waluty wymuszało wzrost cen, taki
standard wymuszałby, aby ceny pieniądza spadały w relacji do
jednostki standardowej. Innymi słowy, uczestnicy rynku dyskontowaliby
walutę.
Książka Bilgrima i Levy’ego jest
mistrzowskim omówieniem na temat pieniądza, lecz trzeba
pamiętać, w jakim czasie była pisana i jakie wówczas
panowały poglądy. Oni tez mieli swoje uprzedzenia i słabe
punkty. Widać to jasno w ustępie 321, gdzie stwierdzają:
„Choć wiele przyczyn złożyło
się na wzrost kosztów utrzymania, najważniejszą bez
wątpienia są wielkie udoskonalenia w metalurgii złota.
Dzięki wprowadzeniu procesu cyjanowania, można obecnie otrzymywać
złoto z mniejszym niż dawniej nakładem pracy i kosztów.”
Otóż ten argument oczywiście
już nie ma zastosowania, jeśli w ogóle miał je kiedykolwiek,
skoro obecnie pieniądz nie jest już w ogóle odnoszony do złota.
Poza tym sądzę, że dokładna badania historyczne
wykazują, iż inflacja cen walut opartych na złocie zdarzała
się wielokrotnie. Zaś w takim zakresie, w jakim to stwierdzenie jest
prawdziwe, podtrzymuje wprost mój argument przeciw używaniu pojedynczego
towaru jako ustalonego punktu odniesienia dla mierzenia wartości.
W ostatnim paragrafie tego ustępu
zadają jeszcze jeden szturchaniec swojemu „popychadłu”, przy pomocy
ilościowej teorii pieniądza, odwołując się do
niemożliwości kontrolowania wartości waluty poprzez
manipulowanie jej ilością w obiegu. Lecz niczego nie zyskamy
dając się wciągnąć w tę debatę. Nie
mówią wszakże nic o tym, w jaki sposób wprowadza się
pieniądz do obiegu, a to jest sprawa krytyczna, która określa jego
wartość. Proces oficjalnego rozcieńczania waluty jest
analogiczny do dolewania przez farmera wody do mleka. Całkowita
ilość płynu zwiększa się, lecz niczego istotnego to
nie zmienia. Liczy się to, że dana objętość mleka ma
mniejszą wartość odżywczą. Podobnie, dodanie
fałszywych (chociaż legalnych) roszczeń do roszczeń
prawdziwych w strumieniu pieniężnym (rozcieńczanie waluty)
powoduje zmniejszenie wartości każdej jednostki pieniężnej.
Bilgrim i Levy nie potrafią zdaje
się oddzielić od siebie idei standardu
wartości i środka
wymiany. W rozdziale 111 wykazują swoje zafiksowanie na pojęciu
wykupywalności (znaków pieniężnych. Przyp. tłum.).
Krytykują złożony standard (towarowy. Przyp. tłum.) na
takiej podstawie, że waluta powinna być wykupywalna
zawartością koszyka towarów rynkowych. Jednakże, jeśli
waluta jest emitowana we właściwy sposób, na podstawie rzeczywistej
produkcji, jej wartość będzie równa lub bliska jednostce
standardowej, bez względu na wykupywalność. Właściwie
wyemitowana waluta będzie zawsze wykupywalna na rynku. W warunkach wolności
monetarnej, uczestnicy handlowych transakcji będą wybierali do
użytku waluty, których siła nabywcza okaże się najbardziej
stabilną.
Po tych wszystkich zastrzeżeniach
Bilgrim i Levy godzą się niechętnie w paragrafie 4, że
„wskaźnik indeksowy”, oparty na wyborze towarów pozwoliłby
utrzymywać średni poziom cen wszystkich towarów na w
przybliżeniu stabilnym poziomie i powołują się przy tym na
pracę Irvinga Fishera, kwestionując jej praktyczną
wykonalność; nie podają na to jednak przekonujących argumentów. Prawdopodobnie nie rozumieli w
pełni wskaźników indeksowych, które były wówczas całkiem
nową koncepcją. Ich powątpiewania w praktyczność
takiego rozwiązania mogły jednakże wynikać z ówczesnego
(1914 rok) stanu rozwoju rynków, transportu i systemów komunikacyjnych oraz z
braku urządzeń do przetwarzania danych. Dzisiaj te uwarunkowania
są bardzo odmienne i wskaźniki indeksowe weszły już od
pewnego czasu do powszechnego użytku. Myślę, że obecnie
trudno byłoby kwestionować możliwość praktycznego
wprowadzenia takiego rozwiązania.
Dodatek C
Adnotacja o pieniądzu
„constant” Ralpha Borsodiego
W 1972 r. Ralph Borsodi z paroma
współpracownikami założył organizację pod nazwą
Independent Arbitrage International (Międzynarodowy Niezależny
Arbitraż), którego zadaniem było przeprowadzenie pewnych eksperymentów
z pieniądzem emitowanym prywatnie. Chciano wykazać dwie rzeczy: (1)
że „rzetelny prywatny pieniądz mógłby wejść do obiegu
ze znaczną społeczną akceptacją i bez wywoływania
automatycznej interwencji ze strony rządu” oraz (2) „że można
wyemitować pieniądz papierowy w takiej postaci, która nie
podlegałaby ani inflacji, ani deflacji”.
Strategia Borsodiego dla zapewnienia jego
pieniądzowi odporności na inflację polegała na jego
wymienialności. Constant miał być wymienialny na „koszyk
rynkowy” „trzydziestu najważniejszych surowców”. Jednostkę
wymienną dla constant zdefiniowano przy pomocy „koszyka rynkowego”,
równoważnego 50 000 constant, o następującym składzie
(przeliczenia jednostek – tłumacz):
Złoto, 60 uncji troy (1866,21 g)
Ropa naftowa, 400 baryłek (65462,4 l)
Żelazo, 15 ton krótkich
(„amerykańskich”) (13607,85 kg)
Ryż, 20000 funtów (9071,8 kg)
Pszenica, 400 buszli (14547,2 l)
Srebro, 40 uncji troy (1244,14 g)
Kukurydza, 350 buszli (12728,8 l)
Cement, 125 baryłek (20457,00 l)
Bawełna, 2 bele
Wełna, 250 funtów (113,4 kg)
Kakao 1500 funtów (680,4 kg)
Jęczmień, 200 buszli (7273,6 l)
Orzeszki arachidowe, 1000 funtów (453,6
kg)
Miedź, 500 funtów (226,8 kg)
Kawa, 3 worki
Aluminium, 500 funtów (226,8 kg)
Cukier, 6000 funtów (2721,5 kg)
Kauczuk, 500 funtów (226,8 kg)
Soja, 50 buszli (1818,4 l)
Owies, 100 buszli (3636,8 l)
Nasiona bawełny, 1 tona krótka („amerykańska”)
(907,2 kg)
Żyto, 50 buszli (1818,4 kg)
Skóry, 10 sztuk
Cynk, 300 funtów (136,1 kg)
Ołów, 200 funtów (90,7 kg)
Juta, 200 funtów (9,07 kg)
Cyna, 20 funtów (90,7 kg)
Nikiel, 30 funtów (13,6 kg)
Siarka, 1 ton długich (1016,00 kg)
Kopra, 1 ton krótkich („amerykańskich”)
(907,2kg)
Na następnych stronach pokazano
wygląd awersu i rewersu banknotu 25 Constants.
Cel doktora Borsodiego został
osiągnięty częściowo. W raporcie, który opublikowano
w 1975 r. w jesiennym wydaniu „Green Revolution”, (strona 7), Borsodi,
liczący sobie wówczas 89 lat powiedział na ten temat:
„Przeprowadziłem osobiście
eksperyment w Exeter w okresie rocznym, w latach 1972-73, aby pokazać
możliwość puszczenia w obieg prywatnie emitowanego
pieniądza, zarówno w postaci banknotów papierowych, jak i w formie setek
kont czekowych w pięciu różnych bankach.
Pod koniec eksperymentu w obiegu
była ilość constants równoważna 160 000 USD. W ten sposób z
zadowoleniem przekonałem się, że rzetelny pieniądz
emitowany prywatnie może wejść do obiegu i może
uzyskać dość szeroką akceptację społeczną i
bez wywoływania automatycznej interwencji rządu. Niestety eksperyment
w Exeter był jedynie częściowym sprawdzeniem systemu
pieniężnego constant. Nie zbudowano tej jego części, która
miała zapewniać pokrycie towarowe. Wielu ludzi źle to
zrozumiało. Gdyby doszło do działania pełnego systemu pieniężnego
constant, nie byłoby powodu, aby eksperyment zakończyć,
ponieważ część, którą wdrożono była
uwieńczona sukcesem. Dowiedziono tego, czego dowieść
należało. Obecnie kontynuację powinni podjąć
jacyś młodsi ludzie i stworzyć pełny system
pieniężny constant. Ostatnio Międzynarodowy Fundusz Walutowy
postanowił zupełnie wyeliminować używanie złota w
transakcjach międzynarodowych, gdy tylko prezydent Nixon
przeciął wszelkie powiązania między złotem a dolarem
amerykańskim. System monetarny świata nie komunistycznego opiera
się na dolarze amerykańskim, a ten dolar jest tylko zielonym
świstkiem papieru niczym nie pokrytym i na nic nie wymienialnym. Gdyby
dolar USA załamał się, nie byłaby to tylko klęska
narodowa, taka jak załamanie się rynku niemieckiego w latach
dwudziestych. Dolar pociągnie ze sobą na dno waluty pięćdziesięciu,
sześćdziesięciu innych państw, używających dolara
jako pokrycia swoich walut. Nastąpi wówczas załamanie, przy której
„Wielka Depresja” będzie jak niewinny żart.
„Nie wiem, czy został nam
jeszcze czas, aby uczynić coś w rodzaju systemu pieniężnego
Constant, co mogłoby zamortyzować załamanie się systemu
monetarnego wolnego świata. Lecz musimy działać z nadzieją,
że nie jest za późno. Wykonano wszystkie potrzebne badania na temat
wskaźników, itd. Potrzeba trzech rzeczy: przede wszystkim grupy ludzi z
talentem bankowym. Po drugie – garstki ludzi z uzdolnieniami do statystyki. Po
trzecie – dostatecznego kapitału, aby zainicjować cały system.
Trzeba by na to przeznaczyć co najmniej 250 000 dolarów, ale większa
suma stanowiłaby duże ułatwienie. Komuś kto kwestionuje
ideę pokrycia pieniądza zbiorem dóbr rynkowych raczej niż
złotem, polecam nową książkę Johna Kennetha Galbraitha
pt. Money [Pieniądz, pochodzenie i losy, PWE, Warszawa, 1982.
przyp. tłum.]. Galbraith podaje tam, między innymi, że w kolonii
Virginia używano funta tytoniu, jako standardu monetarnego, w ciągu
ponad 150 lat, to znaczy dłużej „niż obowiązywał w
Ameryce standard złota.”
Jeśli chodzi o ingerencję rządową wypowiedź
Borsodiego nie powinna nas zbytnio uspokajać. W trakcie osobistej rozmowy,
którą odbyłem w 1988 r. z Terrym Mollnerem, jednym ze
współpracowników Borsodiego w przeprowadzanym eksperymencie,
powiedział mi on, że mieli wizytę przedstawicieli Komisji
Ubezpieczeń i Handlu akurat wtedy, gdy już likwidowali eksperyment.
Pewnie nigdy nie dowiemy się, o co chodziło komisji i ile
trudności mogły ewentualnie nastręczyć poczynania
reglamentacyjnych agencji rządowych. Sprawa była pod tym
względem dyskusyjna, a więc nikt jej nie podejmował.
Należałoby też dopowiedzieć do stwierdzenia Borsodiego, że dolar amerykański nie
jest niczym pokryty i na nic nie wymienialny. Choć wypowiedź
Borsodiego daje się zaakceptować w kategoriach konwencjonalnego
myślenia monetarnego, nie jest ona całkiem ścisła.
Rzeczywistość jest taka, że dolar amerykański, podobnie jak
wszystkie waluty fiducjarne, jest pokryty siłą, tj. władzą
państwa do opodatkowania albo bezpośredniego albo pośrednio,
poprzez walutowe manipulacje inflacyjne. Dopóty dopóki ludzie mają
doń w ogóle zaufanie i dopóki nie ma innych możliwości, dolar
jest wymienialny na rynku na bogactwo kraju, włącznie z ziemią i
bogactwami naturalnymi, które w coraz to większym stopniu przechodzą
w ręce zewnętrznych posiadaczy, na skutek międzynarodowych manipulacji
kursami walutowymi.
Tekst
na czeku o wartości 25 CONSTANTS
(awers)
INDEPENDENT ARBITRAGE INTERNATIONAL
Exeter, N.H. USA
16
luty 1973
Za otrzymaną wartość
wypłaci na żądanie okazicielowi tego weksla w każdej
placówce Banku prowadzącej konto IAI równowartość dwudziestu
pięciu constants w dowolnej walucie wymienionej w bieżącym
biuletynie lub, po ogłoszeniu ustanowienia Rezerwy Towarowej,
równowartość jednej dwutysięcznej (1/2000) jednostki wymiennej:
złożonej z trzydziestu towarów wymienionych na odwrocie tego weksla,
w postaci każdego w wymienionych towarów osiągalnych i mogących
być dostarczonymi i w tym czasie w państwie, w którym
zażądano wymiany.
Gł. Księgowy Dyrektor
Tekst na czeku o wartości 25
CONSTANTS (rewers)
Jednostka Wykupu z Rezerwy Towarowej IAI
składa się z następujących towarów w wymienionych
ilościach, mających łączną wartość
piećdziesięciu tysięcy Constants, w czasie emisji tej serii
banknotów.
Wszelkie zmiany w zestawie towarów
tworzących Jednostkę Wykupu lub w ich udziałach ilościowych
dla zapewnienia stałej wartości pięćdziesięciu
tysięcy (50000) constants, niezależnej od czasu, będą
wdrażane bezpośrednio po ogłoszeniu w miesięcznym
Biuletynie IAI. W czasie emisji obecnej serii banknotów zestaw towarowy i
ilościowy Jednostki Wykupu podano poniżej
Złoto,
60 uncji troy |
Bawełna,
2 bele |
Aluminium, 500 funtów |
Skóry,
10 sztuk |
Ropa
naftowa, 400 baryłek |
Wełna,
250 funtów |
Cukier, 6000 funtów |
Cynk,
300 funtów |
Żelazo,
15 ton krótkich |
Kakao
1500 funtów |
Guma, 500 funtów |
Ołów,
200 funtów |
Ryż,
20000 funtów |
Jęczmień,
200 buszli |
S
Soja ziarno, 50 buszli |
Juta,
200 funtów |
Pszenica, 400 buszli |
Orzeszki
arachidowe, 1000
funtów |
Owies, 100 buszli |
Cyna,
20 funtów |
Srebro, 40 uncji troy |
Miedź,
500 funtów |
Nasiona bawełny, 1 tona krótka |
Nikiel,
30 funtów |
Kukurydza, 350 buszli |
Kawa,
3 worki |
Żyto, 50 buszli |
Siarka,
1 tona długa |
Cement, 125 baryłek |
|
|
Kopra,
1 tona krótka |